Na klatce schodowej pachniało krwią. Mój czuły węch zasygnalizował mi ten niecodzienny bodziec i zmusił do wyższego skupienia. Może wandal nadal tu jest? Farba odchodziła od ścian, odkrywając kawałki tynku.
- Pożar! Pożar! POŻAR! -usłyszałam krzyk. Wbiegłam na ostatnie schodki i zobaczyłam tłustą kobietę, spanikowaną i krzyczącą te słowa.
- Co się stało? -zapytałam. Żadnych oznak płomieni, nawet dymu.
- Dobrze, że pani jest. Ktoś się włamał do domu panienki Airis -oznajmiła mi i złapała mnie za rękę. Jej małe oczka wpatrywały się we mnie z uwielbieniem. O, coś nowego.
- To dlaczego krzyczała pani: pożar? -nie rozumiałam. Zmieszała się.
- Tak nam mówiono na kursie samoobrony. Że jak zaczniemy tak wołać to przyjdą ludzie, a jak złodziej to nie -wytłumaczyła się w końcu. Na jej obwisłe policzki wpełzł rumieniec.- I jest pani!
- Zaraz to sprawdzę. Ale niech pani nie dzwoni na policję. Wandal uciekł i to nic nie da. A zresztą... policja narobiłaby rabanu. A jest 24. Sąsiedzi chcą spać -rozkazałam. Kobieta przytaknęła gorliwie głową i wróciła do swojego mieszkania. Ja za to weszłam do domu Airis. Nie było to trudne. Ktoś rozwalił zamek. Coś czułam, że byłoby drogo naprawić to wszystko.
Na drzwiach wielkimi czerwonymi literami, ładnymi, acz trochę krzywymi, napisano:
ŚMIERĆ MUTANTOM!
Powąchałam tę ,,czerwoną farbę". Metal. Takie było moje skojarzenie. Krew. Krew jej kota.
Popchnęłam lekko drzwi i moim oczom ukazał się okropny widok. Jakby ktoś zostawił tu szaleńca z bronią. Arcydzieło. Makabryczne arcydzieło.
Wszystko było poprzewracane. Rozerwane lub pocięte. Nie był to jednak szał, dzieło w afekcie. Tylko doskonała robota kogoś przy zdrowych zmysłach. Delikatne, precyzyjne cięcia starały się zniszczyć to miejsce, w jak najbardziej mocny sposób. Nałożyłam rękawiczki nie rozmazujące śladów i rozpoczęłam od oględzin miejsca. Moją uwagę przykuł... kot. Został powieszony już po rozpruciu flaków. Zaś z samych wnętrzności utworzono napis ŚMIERĆ. Schyliłam się i wyjęłam z kieszeni słoiczek z proszkiem ferromagnetycznym i pędzel. Przesunęłam po jelicie cienkim i poczekałam chwilę. Czysto. Żadnych odcisków. Zrobiłam podobną czynność na drzwiach i klamce. Gdy myślałam, że nic nie będzie z odcisków palców coś wreszcie się stało. Przypatrzyłam się. Częściowy odcisk palca. Wyjęłam folię daktyloskopijną i odcisnęłam ślad. Czy coś jeszcze mogłam stąd wyciągnąć?
- Tak? -Odebrał Barry. Airis prawdopodobnie spała.
- Barry. To nie był zwykły włam. To była zasłona dymna. Ten człowiek czegoś szukał.
<cd. Airis>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz