Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

9 września 2015

Od Eleny cd. Isabelle

Muzyka nie była tak zła, jak myślałam. Carol i Orlando mieli dobry gust. Delikatne akordy wybrzmiewały w przesyconym różnymi zapachami powietrzu. Barry zakręcił mną jeszcze raz i wtedy wszystko umilkło. Światła zgasły.
- Co się dzieje? -zapytał Barry. Trzymał moją rękę, bo w ciemność łatwo moglibyśmy się zgubić. Szum rozedrganych głosów wypełnił powietrze.
- Może elektryka siadła -zasugerowałam.
- Coś wisi w powietrzu. Przecież jak byłem tu wczoraj, by wszystkiego dopilnować sprawdzałem instalacje. Powinno działać -mruczał do siebie mój przyjaciel. Udzielił mi się jego nastrój. Cóż, na tyle ile mógł.
- Poszukajmy Is -zaproponowałam. Zgodził się z grobową miną. Zaczęliśmy się przeciskać w kierunku wejścia, ostatnio widziałam ją przy lasku.
Nagle poczułam, że moja dłoń wysuwa się z dłoni Barry'ego, a sam on niknie gdzieś w tłumie. Próbowałam go zawołać, ale ktoś zasłonił mi usta. Pociągnął do siebie i wprowadził do opuszczonego pokoju.

***

Szarpałam się, ale nieznany osobnik trzymał mocno. Posadził mnie na krześle i w końcu mnie puścił. Usłyszałam szczęk zamka i nagle, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, światło wróciło. Zmrużyłam na chwilę oczy, a potem otworzyłam je ze zdumienia.
- Czemu nie przeczytałaś tego cholernego listu? -wykrzyknął. Nawet gdybym chciała wstać to nie mogłam. Zamurowało mnie.
- Myślałem, że odgadniesz. Przecież to było proste! -wyżalał mi swój żal. Przypomniałam sobie każde zdanie listu, który dostałam do Zamku. Czerwona koperta i... znajome pismo.
,,Dom duchów, betonowa dżungla, serce poplamione atramentem, zabójcze spojrzenie i komórka pod mikroskopem."
Gdy teraz o tym pomyślałam, wszystko nabrało sensu. Dom duchów-tak nazywała się restauracja, w której odbywał się ślub. W betonowej dżungli. W Mieście. Zabójcze spojrzenie i komórka pod mikroskopem wskazywały na tylko jedną osobę. A serce poplamione atramentem-na osobę bliską tej osobie.
- Jamey? Co ty tu robisz? -Tylko tyle zdążyłam wyjąkać. Chłopak poprawił duże okulary z grubymi szkłami i schylił się, bym mogła mu się przyjrzeć. Schudł. Z grubej małej kulki zrobił się wielki patyczak. Włosy miał, jak zwykle w nieładzie. Brązowe oczu o ciepłym spojrzeniu były szerokie z... podniecenia? Strachu? Ekscytacji? A może z tych wszystkich rzeczy naraz?
- Elena, musisz mi pomóc. Proszę -błagał mnie. Prawie łkał. To był smutny widok. Ten młody geniusz zapłakany, jak małe dziecko. Jamey, osoba z którą pracowałam na oddziale Młodych Ponadprzeciętnych. Nie widziałam go... od bardzo dawna. Nie łączyły nas przyjacielskie stosunki, bo nie potrafiłam po Zakłócaczach kogoś polubić, ale nadawaliśmy na tych samych falach. Dobrze się dogadywaliśmy.
- O co chodzi? -zapytałam.
- Mój brat... Jace... On jest posądzonym o morderstwo! -Teraz już kompletnie się rozkleił.- Za 5 dni ma się odbyć jego egzekucja! Musisz mi pomóc znaleźć jakieś dowody przeczące jego winie.
- Ale jak? -Nie wiedziałam, jak mogłabym mu pomóc. Ja planowałam morderstwa, a nie rozwiązywałam je.
- Jedźmy. Już. Proszę.
- Ale... moi przyjaciele na mnie czekają.
- Na Jace'a czeka śmierć!
Westchnęłam.
- Dobrze.
Złapał mnie za rękę i poprowadził na zaplecze. Przemknęliśmy niezauważeni. Miałam nadzieję, że Barry i Belle mi wybaczą.

<cd. Isabelle (ale nie odszukuj jej już w pierwszym opowiadaniu, będzie to po prostu nudne)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz