- Isabelle? Jesteś gotowa? -zapytałam, pukając jej do pokoju.
- Jeszcze chwilę! -odkrzyknęła i zaklęła. Słychać było odgłos upadającego krzesła.
- Hej? Wszystko w porządku?
Nacisnęłam klamkę i zerknęłam do środka. Belle leżała rozwalona obok przewróconego krzesła.
- Nie. Jeszcze nawet nie doszliśmy, a mnie już zmęczył ten ślub -mruknęła. Chyba żałowała, że się zgodziła.
- Nie marudź, tylko wstawaj. Rozwaliłaś koka -skarciłam ją z obojętnością w głosie i pomogłam jej wstać.
- I tak był ciężki -zrobiła usta w podkówkę i podniosła siedzisko. Przyjrzałam jej się krytycznie. Biała sukienka do połowy uda z pudrowo-różową koronką ładnie na Is leżała. Obojczyki miała odkryte, rękawy ostały się jej na połowie ramion. Misterna fryzura została zniszczona, włosy lekko podkoloryzowane czarną henną spadały jej falami na łopatki.
- Usiądź, spróbuję coś wymyślić z tym czymś co masz na głowie -rozkazałam. Isabelle posłusznie, acz niechętnie usiadła przed lustrem. Wzięłam szczotkę z miękkim włosiem i zaczęłam jej poprawiać kosmyki.
- Jesteś taka opanowana. Nie wiedziałam, że jesteś fanką wesel -powiedziała Isabelle, przyglądając się sobie w lustrze.
- Bo nie jestem. Ale to nie jest powód, by niszczyć komuś jego dzień. Panna młoda i pan młody, oni się tu najbardziej liczą. Mimo że nie lubię takich imprez, to wiem, że nie ja się tutaj liczę najbardziej -wytłumaczyłam, słowo w słowo cytując: ,,Poradnik moralności". Belle westchnęła.
- Jak ciebie słucham, to sama czuję się, jak ostatnia egoistka.
- Przestań. I się uśmiechnij.
- A jak patrzę na ciebie. Od razu robię się zazdrosna -ciągnęła dalej. Rzuciłam na siebie okiem. Czarna, rozkloszowana sukienka z kwadratowym dekoltem podkreślała moją figurę i jasną karnację. Nie uważałam się za bóstwo, zresztą Hay Lin wybrała mi sukienkę. Poprawiłam ramiączka i wróciłam do upinania Is włosów.
- Nie przesadzaj.
- Proszę cię! Przecież wyglądasz ślicznie! -wykrzyknęła.
- A ja uważam, że obie dziś wyglądacie pięknie -usłyszałam głos Barry'ego. Stał w drzwiach, opierając się o framugę. Uśmiechał się szeroko, mierząc nas wzrokiem.
- Ty zawsze wiesz, co powiedzieć -parsknęłam i wpięłam ostatnią wsuwkę we włosy Belle.
- Cóż, zawsze tak było -wyszczerzył się jeszcze szerzej.- Wiesz, Elen, w tej sukience wyglądasz, jak Czarna Wdowa.
- Ta, a ty jesteś Hawkeyem -odparłam i uniosłam brew.
- To dziwne podobieństwo mi się podoba. Ty jesteś Natashą Romanov, a ja Clintem. Nierozłączni przyjaciele, jedyna osoba, której ufa całkowicie, oprócz żony i Fury'ego -powiedział.
- Ta, nie zapominaj, że Czarna Wdowa umiera, bo zdradziła Hawkeya, a ten z zemsty ją zastrzelił -Mój pesymizm go nie zachwycił.
- Ej, mi chodzi o filmy!
- Wiem -uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Dobra, dziewczyny, czas się zbierać. Za 10 minut widzę was w garażu -oznajmił Barry i wyszedł, postukując kluczami o biodro. Poprawiłam kryształowe kolczyki i potrząsnęłam ramieniem Belle.
- Będziesz się dobrze zachowywać? -zapytałam ją.
- Jasne... mamo -westchnęła i na jej usta wypłynął uśmiech. Zeszłam na dół cicho postukując czarnymi sandałkami. Ha! A ja mogę iść, jak na stypę!
<cd. Isabelle>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz