Spojrzałem na zalaną przez zupę Merry. Nie była z tego zbyt zadowolona. Moja siostra, jak zwykle nie wita zbyt miło gości.
-Poczekaj, wyczyszczę to. - Wskazałem na poplamione ubrania.- A ty Lu, mogłabyś czasami uważać, co robisz. - Siostra spojrzała się na mnie z ironicznym uśmieszkiem, na tych jej różowiutkich ustach.
-A ty Amadeuszu mój drogi braciszku, mógłbyś coś zrobić z tymi pięknymi włosami. - Jej głos ociekał mdłą słodyczą. Bleh... Ale faktycznie zapomniałem o tych ciut przy długich włosach, które zawdzięczam Merry.
-Matko, pomożesz mi w przywróceniu mojej dawnej fryzury? Nie, żebym narzekał, ale bardzo ją lubiłem. - Spojrzałem błagalnie na matkę, która ledwo rzuciwszy okiem na moje włosy, machnęła niedbale ręką, a od razu uczułem,że moja fryzura powróciła do normy.
-Eh, mamo... Jesteś dla niego zbyt dobra. Przecież to zwykły, głupi Amadeusz, który już od dawna powinien mieszkać, gdzieś daleko stąd. - Luiza skubała swoje jedzenie niechętnie i patrzyła się na mnie i na Merry z pewną dozą obrzydzenia. Jak ja jej nienawidziłem. Zignorowałem to co powiedziała, podobnie, jak zrobiła to moja matka i skupiłem się na plamie, którą miałem wyczyścić.
-
Mundum! - Szepnąłem i już po chwili, plama zniknęła. Merry spojrzała na mnie z wdzięcznością i czymś jeszcze... Litością? Czy ona mi współczuła mojej rodziny? Rodziny Czarownic już takie są i męska ich część zawsze była tak traktowana. Nie ma czego współczuć.
-Dzięki. - Moja koleżanka usiadła z powrotem przy stole. Dołączyłem do niej.
-Ah, Amadeuszu. Twój ojciec wrócił dzisiaj na dwa dni do domu. Prosił byś do niego poszedł zaraz po śniadaniu. - Matka strzepnęła niewidzialny pyłek z jej nienagannego stroju.
-Tata jest tutaj?! - Nie mogłem się powstrzymać od szerokiego uśmiechu, jaki zaraz zagościł na moich ustach. Ojciec był jedynym członkiem tej popranej rodziny, jakiego szczerze kochałem i lubiłem. Szkoda tylko, że pojawiał się w domu raz na jakieś dwa lata.Czasami bywał także zapraszany przez matkę na pogrzeby lub inne "ważne" uroczystości. To nie tak, że moi rodzice się nie kochali, bądź byli rozwiedzeni. Po prostu taki los czekał każdego z mężczyzn rodu Johnson'ów, który dochował się swoich dzieci. Odchodził wtedy w świat, po którym się włóczył bez końca. Smutne, ale prawdziwe. Skończyłem szybko posiłek, zgarnąłem Stefka i pobiegłem do gabinetu ojca. Zapukałem do masywnych, dębowych drzwi.
-Proszę wejść! - Usłyszałem przytłumiony głos ojca. Natychmiast wbiegłem do pomieszczenia i uściskałem swojego rodziciela, niczym małe dziecko.
-Witaj John! Jakże dawno się nie widzieliśmy! Urosłeś trochę, co nie? - Jego szare oczy cieszyły się na mój widok i jako jedyny w tej rodzinie nie mówił do mnie po imieniu.
-Hej tato! Pamiętasz Stefana? - Wskazałem na rudego kocura na moim ramieniu.
- A Stefek to nie był czasami papugą? - Mój staruszek się roześmiał.
-Był, ale dzięki mnie został kotem. A Opal jest teraz tym głośnym ptaszyskiem i wnerwia ciągle Luzię. - To akurat mi się udało w tej całej nieudanej translokacji.
-Jednak synu, nie mamy zbyt wiele czasu, a chciałem ci przekazać coś ważnego. - Wyjął z szuflady swojego przepastnego biurka małe zawiniątko.
- Co to? - Powoli zacząłem rozpakowywać niewielki przedmiot z brudnych szmatek.
- To kamień runiczny drugiego stopnia. Powinieneś już niedługo go aktywować. - Ojciec poklepał mnie po ramieniu.
-Ale pomożesz mi? - Spojrzałem na niego z nadzieją.Mój pierwszy kamień pomógł mi aktywować.
-Nie. Tym razem musisz dać sobie radę sam. - Uśmiechnął się smutno. - Dzisiaj w nocy wyjeżdżam.
-A-Ale... Ja mam uczyć Merry! Muszę być silniejszy, żeby być w stanie jej nauczyć tamtego zaklęcia!
-Rozmawiałem o tym z twoją matką. Póki nie aktywujesz kamienia, jej nauczycielką zostanie Luiza. - Tatko poklepał mnie po plecach i dodał: - No ruszaj trenować, ja muszę załatwić kilka spraw. Do zobaczenia na kolacji!
-Ale... Lu jest podła dla Merry... Ona jej niczego nie nauczy! - Po raz ostatni spojrzałem błagalnie na ojca, a on jednak zignorował to i otworzył mi w milczeniu drzwi. Ruszyłem w miejsce, gdzie nieopodal trenowałem z Merry. Kiedy zbliżyłem się do tego miejsca, usłyszałem dzikie wrzaski i różne dziwne odgłosy. Spojrzałem lekko wystraszony na Stefana. On zjeżył się cały.
-O co chodzi?- Mruknąłem. Wyjrzałem zza drzewa i ujrzałem, jak po ziemi turlają się i szarpią dziewczyny: moja siostra i Merry.
-Ej! Co wy robicie?! - Ruszyłem, by interweniować.
[Merry?]