Wreszcie mogliśmy opuścić to okropne miejsce. Moje oczy nie zniosłyby więcej tego irytującego światła.
- Te... - Orio, bo tak chyba miał na imię ten dzieciak, jeśli dobrze zapamiętałem - ..to co teraz?
- Koty. - odparłem i ruszyłem w stronę wyjścia. Ingrid pewnie już piszczy pod drzwiami. Na samą myśl o tym, że mała siedzi tam samotnie przyśpieszyłem kroku, jednak pomiędzy mną a wyjściem stanął wymoczek. - Hmm?
- Jakie znowu koty, o co chodzi, wyjaśnij! - zażądał a ja spojrzałem na niego pytająco - Nie było mowy o żadnych kotach.
- Kot w domu. - wyjaśniłem - Zanim zaczniemy misję muszę nakarmić małą, puchatą kulkę, która samotnie spędza dzień..
- Hę? - wyglądał na zdziwionego - Ale to była niezwłoczna misja, no nie? Więc gdzie leziesz..
- Oj tam zaraz niezwłoczna.. - machnąłem ręką i przewróciłem oczami - ..niezwłoczna nie oznacza, że musisz zaraz lecieć z wywieszonym jęzorem.. - wzruszyłem ramionami i po prostu wyszedłem z budynku. Nie obchodziło mnie czy szedł za mną czy nie. Liczyła się dla mnie tylko moja mała księżniczka.
Ale mimo wszystko ruszył za mną, więc nawet lepiej.
Wsiedliśmy do tramwaju i wysiedliśmy na przystanku nieopodal mojego domu. Młody na szczęście nie był zbyt rozmowny i nie katował mnie potokiem słów i emocji, co mi bardzo odpowiadało. Gdy zatrzymałem się przed własną bramą i wszedłem do środka, Orio zatrzymał się przed budynkiem, odchylił się i spojrzał na niego, jakby próbował objąć całą posiadłość jednym spojrzeniem.
- Ale chata.. - powiedział, a ja spojrzałem w jego stronę, ale nie chciało mi się tego komentować. W przeszłości przywykłem do mieszkania w ogromnych posiadłościach, więc mój dom nigdy nie robił na mnie wrażenia. Był niczym w porównaniu do świątyni, w której mieszkał mój ojciec.
Pośpieszyłem po schodach do góry, zostawiając Oria na dole. Wnętrze wbiło go w jeszcze większe osłupienie niż wcześniej, a ja nie miałem czasu by przywracać go do rzeczywistości.
- Tatuś już jest, Ingrid~! - wparowałem do gabinetu - Przepraszam, że tak długo mnie nie było, malutka~! Będzie dodatkowe mizianie.. - zdziwił mnie trochę fakt, że nie zostałem od razu zaatakowany przez domownika - Ingi..~!! - zacząłem rozglądać się po gabinecie, ale kot zniknął - Śpi.. - zacząłem się zastanawiać. Nagle usłyszałem miauknięcie w jednej z szaf, a potem mruczenie.
- Hmm... - otworzyłem jedno ze skrzydeł i.. zdębiałem.
W środku siedziała mała dziewczynka, a na jej kolanach, jak gdyby nigdy nic, siedziała Ingrid i korzystała z pieszczot dziecięcych rączek.
>Merry?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz