Stałam sobie oparta o ścianę jakiegoś budynku. Było mi zimno, nie miałam przy sobie ani grosza i miałam słaby humor. Deszcz moczył moje włosy, sprawiając w pewien dziwny sposób, że pragnęłam, że znowu były czekoladowo-brązowe. Chociaż może to nie była jednak wina deszczu. Po prostu chciałabym wrócić do domu. I to jako pełnoprawny jej członek, a nie szarowłosy mutant. To był, z resztą, jeden z powodów z których stałam oparta o lodowaty beton. Przystanek znajdujący się kilkaset metrów przede mną, co kilka minut dawał mi szansę, by dostać się pod bramę strzeżonego osiedla, w którym znajdowała się mała willa, w której mieszkałam przez większość swojego życia.
Rozprostowałam skrzydła, próbując osłonić się przed małymi kroplami spadającymi z nieba, zaczynającymi mnie już denerwować. Musiałam się w końcu zdecydować, czy chce wrócić, czy nie. Jeśli wysłali za mną jakieś Homonkulusy, to te na pewno nie będą miały skrupułów, żeby mnie stąd zgarnąć, albo zabić.
Czas mijał, a ja stałam w bezruchu. Przynajmniej tak mogłoby się wydawać komuś kto by mnie obserwował. W rzeczywistości poruszałam lekko palcami, udało mi się niepostrzeżenie ukraść portfel, małą składaną parasolkę i gazetę. Niestety, mimo ogromnego tłumu idącego po ulicy, nie miałam tyle szczęścia żeby trafić na kogoś kto miałby komplet ubrań wystający z torby. Moja nadzieja na jakieś normalne ubranie wyparowała, gdy po raz kolejny spróbowałam wygodniej ułożyć zdecydowanie za mały stanik.
Postanowiłam, że w końcu wsiądę do tego autobusu i pokaże się mojej napuszonej rodzinie. Przyszło mi do głowy, że wręczą mi kilka tysięcy i odprawią z kwitkiem, albo nawet załatwią mi fałszywe dokumenty, byle nikt nie dowiedział się, że ich córka, jednak żyje, ale teraz jest Mutantem z DNA jakichś zwierząt.
Nawet nie spostrzegłam jak poleciała mi z oka łezka.
-Och...-odezwał się ktoś przede mną -Czyli jesteś dziewczyną…
Błyskawicznie otarłam policzek i spojrzałam na białowłosego zdziwiona.
Pierwszym, co przyszło mi do głowy, było, że przyszedł tu żeby mnie zabić, mimo, że jego uśmiech lekko przeczył mojej teorii.
-Jak się nazywasz piękna? - zapytał, a ja momentalnie zrobiłam się cała czerwona.
Uśmiechnęłam się delikatnie, a myśli o mojej rodzinie szybciutko uciekły. Miło to było usłyszeć od nieznajomego, nawet jeśli wyglądało się jak zwykły człowiek… ze skrzydłami koloru kruczych. Czyli dość daleko od definicji "bycia pięknym".
<Agis? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz