Orio zjawił się w samą porę. Jeszcze chwila, a wybiegłabym z
tego biurowca przy okazji tratując nieco ludzi. Nerwica, paranoja czy jak to
tam nazwiesz. Zbyt dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że mam z tym problemy. Brr…
- Już po sprawie możemy wracać do dom... Cóż, kto tym razem wydał Ci się podejrzany?
- Mówię ci, pod tą twarzą życiowego przegrywa może kryć się
jakiś płatny zabójca, terrorysta, kto wie jeszcze co!... Już pomijam jego
debilne zachowanie - zerknęłam na
zamiatacza, który szybko odwrócił wzrok jakby nic się nie stało.
- Na moje oko po prostu zamiatanie podłogi to jedyna robota
jaką mógł sobie znaleźć, a i w tym średnio się sprawdza, więc raczej kiepski
byłby z niego, jak to ujęłaś, płatny zabójca, terrorysta, kto wie jeszcze co.
„Tacy zazwyczaj są najgorsi! Wyglądają niewinnie, a potem
bum! Dostajesz nożem w plecy. Dosłownie i w przenośni.” Powstrzymałam się od
dalszej dyskusji, gdyż znowu skończyłoby się tym, że Orio groziłby mi
wyrzuceniem z domu i odesłał mnie do psychiatry.
- Dobra, wracajmy już do domu, bo jeszcze popadniesz w
większą paranoję.
- Ja? W większą paranoję?! Wypraszam sobie! – starałam się
udać wielce oburzoną - TO jest granica mojej paranoi!
Po chwili zdałam sobie sprawę jak bardzo siebie samą
obrażam. Chyba jednak przyda się krótki telefon do psychiatry… A ten zamiatacz
znowu się lampił jak na słup soli. Tym lepszy powód aby stąd jak najszybciej znikać.
~
Już prawie w ciepłym domku bez obcych i niebezpiecznych
ludzi. Jak zawsze szłam za Orio jak pies za właścicielem. Nie ukrywam, trochę
mi to ubliża, ale ostatnim razem gdy to ja szłam przodem skończyło się na tym,
że wpadłam w panikę, gdyż myślałam, że zgubiłam przyjaciela… On oczywiście stał
tuż za mną i tylko się śmiał. Jak miło.
Oczywiście całą drogę powrotną towarzyszyło mi uczucie, że ktoś nas śledzi. Z początku myślałam, że pojawiające się i znikające dźwięki kroków są tylko wytworem mojej wyobraźni albo ktoś w okolicy trzepie dywany... Ale nie. Ktoś musiał tu być. Kamyczki od tak nie są przecież kopane na ulicę. A jednak, za każdym razem kiedy się odwracałam nikogo za mną nie było. Na pewno sprytnie się ta osoba ukrywała!
<Walenty wcale nie stalkerze?>
Nie ma to jak opo pisane na kolanie
<Walenty wcale nie stalkerze?>
Nie ma to jak opo pisane na kolanie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz