Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

20 listopada 2016

Od Orio c.d. Phantom'a

Otworzyłem oczy, które szybko zmrużyłem wskutek słonecznych promieni. Przewróciłem się na drugi bok, doprawdy ten zaułek nie był wygodnym miejscem do spania, ale chwilowo był najlepszym, jakie mogłem sobie zapewnić.
Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda, jak to powiedział, kiedy poprzednio dano mi zawalony pokoik w ciemnej klitce.
Nie było to przyjemne miejsce i to czego ode mnie wymagali z pewnością nie było tego warte, dlatego kiedy tylko nadarzyła się okazja rozpłynąłem się w powietrzu. Problem był jedynie w tym, że nie przemyślałem co zrobić dalej… Taki jeden, malutki szczególik przez który tkwiłem teraz w przysłowiowej ciemnej dziurze.
No, może nie takiej ciemnej, skoro docierały tutaj promienie słoneczne.
Mniejsza z tym.
Ruszyłem rękami i powstrzymałem cichy jęk. Doprawdy, czemu zrobili tę ulicę taką niewygodną… nie mogli jej zrobić bardziej miękkiej? Ja bym nie narzekał na lekką zmianę standardów.
Przez następne kilka minut upewniłem się, że rozruszałem wszelkie zdrętwiałe kończyny i dopiero wtedy wychynąłem z zaułka, żeby omieść wzrokiem resztę okolicy.
Moje oczy nie napotkały niczego co by było niepokojące, albo inaczej… Napotkały wiele niepokojących rzeczy, ale nic co wychodziło poza tutejszą normę.
Wiecznie brudna tak mała uliczka, że nie przeciskały się nią żadne samochody. Brudne kałuże, w których woda mieszała się z błotem. Zaschnięte plamy krwi z bliżej nieokreślonego okresu oraz wszędzie walające się śmieci.
Cóż, do takich widoków o poranku zdążyłem już przywyknąć kilka lat temu.
Od dawna przestałem się nastawiać na oglądanie innych scenerii.
Poczułem lekki skurcz w brzuchu, jednocześnie do moich uszu ciche burczenie.
Lekko się skrzywiłem, nie jadłem już niczego w sumie od dwóch dni.
. . . I klasycznie nie miałem żadnego pomysłu na życie.
Wrócenie do miejsca z którego uciekłem rok temu również mi się nie uśmiechało, z pewnością nie powitaliby mnie z otwartymi ramionami, a może nawet skończyłbym wąchając kwiatki od spodu.
Gdziekolwiek próbowałem zdobyć pracę wszędzie chcieli dokumentów, a takowych nie posiadałem ani nie stać mnie też było, żeby je sfałszować.
Jedyne co mi pozostawało to kraść i właśnie tak przetrwałem ostatni rok mojego niewiele wartego życia.
Wziąłem stargany plecak – moja poduszka oraz miejsce, gdzie przechowywałem mój cały dobytek, zarzuciłem go na plecy i zamyślony zacząłem przechadzać się bez konkretnego celu, powoli lustrując wzrokiem okolicę.
Od mniej zaludnionej okolicy do coraz bardziej, a im więcej ludzi spacerowało chodnikami, tym więcej okazji do „zarobku” wiedziałem.
Pijanych, spieszących się, chciwych, zwyczajnie roztrzepanych, zbyt ufnych. Do koloru do wyboru.
Westchnąłem ciężko. Okradanie ludzi tylko po to, żeby przetrwać.
Niezbyt mi się to podobało. W pewien sposób wydawało mi się to sprzeczne z moją naturą, ale z drugiej strony wyboru nie posiadałem.
Skrzywiłem się, naprawdę nie lubiłem tego robić, cóż…
Minęło jeszcze kilka minut nim upatrzyłem idealną ofiarę. Mężczyzna w średnim wieku, idący spokojnym, miarowym krokiem. Ubrany średnio, nie bogato, nie biednie. Typowa osoba nie zwracająca na siebie uwagi.
Wciąż udając zamyślenie przyspieszyłem nieco kroku, aby dyskretnie dogonić osobę. Przez parę minut podążałem za nim, jednocześnie nie starając się zwrócić na siebie uwagi.
Powoli, bardzo powoli zbliżyłem się do mężczyzny, aż w końcu „przypadkowo” na niego wpadłem i wytrąciłem mu z ręki teczkę i wszystkie rzeczy, jakie trzymał.
- Bardzo przepraszam – uniosłem ręce udając lekkie przerażenie i zaskoczenie, jakbym nigdy nie miał zamiaru tego zrobić.
- Nie, nic nie szkodzi – zaprotestował spokojnie.
Jednak na mojej twarzy dalej malowała się panika, w końcu właśnie to było w moim interesie. Zrobić, jak największą panikę. Zamotać gościa i go skroić. Proste.
I tak oto z tym planem w mojej głowie robiłem coraz to większe zamieszenie, aż w pewnym momencie moja ręka zawędrowała do jednej z kieszeni kurtki mężczyzny i sprawnie wyprowadziła portfel wprost pod mój rękaw.
- Przepraszam jeszcze raz – po całym zajściu sprawnie wstałem i podałem rękę mężczyźnie.
- Ależ nie ma problemu – na jego twarzy pojawił się przyjacielski uśmiech.
Powinienem być spokojny. Wszystko szło według planu, jednak było coś w jego oczach, co wzbudzało we mnie niepokój. Jakby jakiś niebezpieczny błysk, który wychwycił mój szósty zmysł wychwycił coś, czego nie potrafiłem zaobserwować w zachowaniu mężczyzny.
Miałem ochotę potrząsnąć głową, aby pozbyć się zdradliwych myśli. Owszem, należało być ostrożnym i czasami nawet paranoicznym, ale w tym przypadku trzeba działać szybko i czasami zwłoka albo wahanie mogło się naprawdę zwrócić przeciwko tobie.
Ostrożnie i pewnie. Tak właśnie należało działać.
I wtedy pięść powędrowała w moją stronę. Rzuciłem się z powrotem na ulicę, niemalże już widząc oczami wyobraźni połamany los. Jakimś cudem uniknąłem tego nieszczęsnego losu zaledwie o kilka milimetrów.
Miałem ochotę zakląć, ale dokładnie w tym momencie został wyprowadzony w moją stronę kopniak.
Szczerze mówiąc chciałem zaprotestować, że kopanie leżącego jest ciut nie fair, ale z drugiej strony wątpiłem, aby podprowadzenie dóbr materialnych na moją własną korzyść było fair.
Innymi słowy w tej kwestii nie miałem zbytnio nic do gadania.
- Ładnie to tak? - Zaśmiał się mężczyzna.
Aaah, więc oto nadszedł ten moment, kiedy w końcu zadarłem z kimś z kim nie powinienem – zdałem sobie sprawę. Spodziewałem się, że ten dzień kiedyś nastąpi. Tylko nie przewidziałem, że tak szybko…
Cóż, z drugiej strony nie miałem żadnych życiowych planów, więc może i lepiej że szybciej niż później.
- No niezbyt ładnie – przyznałem.
Wiedziałem, że kłamanie i próba obrony w tym przypadku, by nie zadziałały. Nie miałem też ochoty się zniżać do tego poziomu. Może dumy dużo nie miałam przy tym trybie życia, ale pragnąłem zachować jej resztki – więc może tak oddam ci twój dobytek i zapomnimy o całej sprawie? Jak dla mnie brzmi to na kuszącą propozycję – na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
Oczywiście wiedziałem, że odmówi, ale jakoś i tak chciałem to powiedzieć.
No cóż, przynajmniej mogę teraz oświadczyć, że próbowałem.
- Hmmm – mruknął nagle zainteresowany – oczywiście, że nie.
No i bam. Mamy odpowiedź. RIP.
Tak, jak wcześniej zauważyłem nie było to dla mnie specjalnie zaskakujące.
- Ale…
No, dobra… Ta część, może jest ciut zaskakująca – stwierdziłem. Spodziewałam się jedynie prostej odpowiedzi „tak” lub „nie”. Ten typ nie wyglądał mi na szczególnie rozgadanego, a samo „ale…” wskazywało na to, że może nawet coś ugram.
Np. moje życie, ponieważ z jakiegoś powodu umiejętności walki tego mężczyzny trochę wykraczały poza to czego się spodziewałem, a nawet trochę BARDZO. RIP raz jeszcze.
- … Ale? - Posłałem mu wyczekujące spojrzenie.
W tym przypadku byłem niczym tonący gotowy się nawet złapać ostrej brzytwy.
Chociaż wolałbym deskę, gdybym miał wybór… Czy coś innego.
- Nie mogę tego od tak puścić w niepamięć – oznajmił – jednak, mógłbyś mi wyświadczyć przysługę i w zamian byłbym skłonny to zrobić.
- Przysługę? - Zapytałem czujnie.
To nie tak, że miałem wybór, ale i tak wolałem wiedzieć na co się zgadzam.
- Odpowiedź brzmi „tak” albo „nie”. Wybieraj – na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Heh. Czyli prawdopodobnie nie było to nic do czego chciałbym się zgodzić, skoro nie powiedział wprost.
… No i w sumie. Skoro i tak nie miałem wyboru.
- Zgoda – kiedy to powiedziałem od razu wiedziałem, że pakuję się w jakieś głębokie bajoro z którego nie ma wyjścia, ale cóż… Perspektywa powiedzenia „nie” wydawała mi się mniej kusząca, skoro przy opcji „tak” pozostawała jeszcze szansa, że coś wymyślę po drodze.
Albo, że nie będzie tak źle, ale co ja się oszukuję.
***
I tak oto wylądowałem w miejscu, gdzie wylądowałem. Problem był w tym, że nie bardzo wiedziałem, gdzie to było.
Wyglądało to na jakiś pokój, usadzono mnie tam za biurkiem mimo moich głośnych protestów, które o mało w pewnym momencie kosztowały kogoś o złamaną rękę, jednak dali mi dosyć jasno do zrozumienia, że opór nie był zbytnio w moim interesie.
Świadczyła o tym wielka fioletowa plama w okolicy żeber, która prawdopodobnie się tam znajdowała w momencie, gdy oberwałem z pięści.
Hhhhmmm… I tak oto mnie zostawiono i zamknięto, po tym jak zabrali mi wszelki mój dobytek, który mógłby mi pomóc w ucieczce.
W ciągu niecałych 30 minut, jak wskazywał zegarek zdążyłem spróbować otworzyć drzwi na różne sposoby i przeszukać pokój centymetr po centymetrze tylko po to, aby potwierdzić beznadziejność sytuacji w której się znalazłem przez moją własną głupotę.
Zero możliwości ucieczki.
Z braku pomysłów co do dalszej akcji zacząłem w kółko krążyć po pokoju,
Po prostu nie mogłem usiedzieć, coś mnie nosiło i grrrr... Czułem się niczym tygrys zamknięty w klatce.
I wtedy drzwi się otworzyły i do środka wszedł wąsaty mężczyzna.
- Siadaj - wskazał na krzesło przed biurkiem.
Posłałem mu nienawistne spojrzenie, ale ból z okolicy żeber jakoś zniechęcił mnie do dalszych protestów. Przynajmniej na razie....
Tak więc zająłem wyznaczone przez niego miejsce.
- Wiesz co to za miejsce? - Zapytał.
- No nie za bardzo właśnie - zaserwowałem mu niechętną odpowiedź.
- No cóż, to jeszcze chwilę sobie poczekasz - 
W tym momencie po raz pierwszy od dłuższego czasu miałem ochotę komuś przywalić. Głupi człowiek. Oczywiście nie zamierzałem tego okazywać. Przybrałem więc obojętny, chociaż prawdopodobnie nieco nadąsany wyraz twarzy na co on się tylko zaśmiał.
Aha, a więc postanawia zgrywać ważnego - stwierdziłem - czyli to ten średnio ważny typ - mój umysł szybko wyciągnął wnioski - który korzysta w każdej okazji, aby podkreślić swoją wyższość.
Kilka następne minut tylko potwierdziło moją teorię, aż w końcu po prostu odwróciłem się od gościa i postanowiłem zignorować wszystko co mówi.
Za jakie grzechy tutaj trafiłem... No w sumie, to lista co do tego mogłaby być długa.
I wtedy drzwi otworzyły się po raz kolejny.
Następna osoba wyglądała bardziej interesująco. Był to mężczyzna około 24 lat, poruszał się pewnie i wydawał się być zainteresowany całą tą sytuacją.
No i w przeciwieństwie do mnie wyglądał, jakby się znalazł tutaj z własnej woli.
Jego ubranie wskazywało, że z pewnością miał co do talerza włożyć.
Płaszcz, szalik, rękawiczki. Wszystko eleganckie i zadbane.
Oho, ktoś tutaj z pewnością do biednych nie należy - szybko podsumowałem.
- Phantom. Czeka ciebie kolejna misja - oznajmił wąsacz.
Aha. Zignorowany. Jak miło z ich strony.
Z drugiej strony może to i lepiej, że ich rozmowa nie była zwrócona w moim kierunku.
- Oczywiście - nie wydawał się zbytnio być zainteresowany słowami
Nie pytał o nic więcej, ani też nie zdawał się w ogóle przyjmować tym co miał do powiedzenia wąsacz.
Czyli typ, który ma wylane na rzeczywistość? A może żyje w innym świecie? Upośledzony emocjonalnie... Chyba nie jestem tym, który powinien takie rzeczy wytykać innym ludziom. W każdym razie wyglądał, jakby był dosyć pewny siebie i swoich umiejętności.
Zakładam, że nie bez powodu, ponieważ drugiemu mężczyźnie ewidentnie nie spodobało się nastawienie "Phana-coś tam", ale nie protestował.
Jakimś cudem nie zwróciłem na to wcześniej uwagi, ale wąsacz przyniósł ze sobą białą kopertę, niezaadresowaną do nikogo, która teraz leżała sobie spokojnie na biurku.
Przynajmniej do momentu, kiedy to Phan-coś-tam ją podniósł.
- Wypłata i szczegóły w środku. Sprawa rangi S - powiedział mężczyzna.
Na co postać w płaszczu pokiwała zamyślona.
- Zabierz także jego z tobą - poinstruował go mężczyzna, wskazując na mnie. - Od dzisiaj jesteś za niego odpowiedzialny.
Nie wyglądało na to, jakbym miał w tym mieć jakieś zdanie.
Phan-coś-tam odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie wyczekująco.
Dopiero po kilku sekundach domyśliłem się, że prawdopodobnie chodzi mu o moje imię.
Nie mógł po prostu zapytać?
- Orio - oznajmiłem.
A swojego to już raczył podać w odpowiedzi, ale no nieważne. Wyciągnę to przy jakieś okazji.
- Nazwisko - kazał mi podać mężczyzna.
- Tylko Orio - rzuciłem nienawistne spojrzenie w stronę człowieka.
A Phan coś tam tylko pokiwał głową i zaczął wychodzić z pokoju.
Domyśliłem się, że powinienem za nim podążyć, tak, więc to zrobiłem.
Cóż... Może będzie miał przynajmniej coś do jedzenia........ Naprawdę, bym nie pogardził.a

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz