Yassel już dawno poszła do domu, a ja dalej siedziałem na tym murku. Gdy zaczęło się ściemniać zacząłem już myśleć, że chłopak znalazł siedzibę w mieście w jakimś hotelu (albo u jakiegoś innego chłopaka) i czeka, aż przestanę obwarowywać miasto, albo zamierza już nigdy nie powrócić do Domu. Jednak w końcu wypełzł; taki niepozorny ale perfidny, ohydny, pedalski, nikczemny i wstrętny jak zawsze... chyba zaczynam go kochać. <3
Zeskoczyłem z muru i podszedłem do niego, nie miałem wręcz siły się na niego gniewać... Yassel i William były jedynymi osobami, które potrafiły mnie doprowadzić do takiego stanu, no cóż.
- Idziemy do domu? - spytałem nagle i chyba niespodziewanie, bo jasne oczy chłopaka zaintrygowane wychynęły zza kołnierza za którym próbował się chować - Ponieść ci torby?
<William?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz