Kulka w pięknym stylu rozbiła się na moim policzku, aż poczułem, że jej część spadła mi za kołnierz. To nie było śmieszne, martwiłem się o Kryśkę, bo ona była bezbronna, a William przecież nie dzisiaj się urodził i nie był bezradną sierotą.
- Bardzo zabawne. - spojrzałem na niego chłodno i strzepnąłem resztki zimowego puchu z ramienia - A mało się tobą interesuję?
- Tego nie mówię. - uśmiechnął się promiennie - Ale przyznam, że to nie są granice twoich możliwości.. - westchnąłem.
Zawsze spodziewałem się, że jeśli już wejdę z kimś w związek, to będzie on jednak polegał na wzajemnej pomocy i oparciu, czyli czymś zupełnie przeciwnym do tego, co miałem z Williamem. Sprawiał ciągłe kłopoty, ciągle było mu mało, nie było w nim za grosz zrozumienia czy wyrozumiałości. Czy naprawdę sądzi, że to tak łatwo odrzucić swoje doczesne przekonania i skakać obok niego z wywieszonym jęzorem? Kryśka była moim ps.. rybką zanim wyłowiłem go z rzeki, nie miał prawa w żaden sposób ganić mojej troski o nią. Zaczynałem mieć go dość... i jeszcze Yassel zakochana! W Williamie! Co jeszcze?
Kiedy doszliśmy do miasta zostawiłem ich (po furii i piskach Yassel) samych. Poszli do jakieś kawiarni, a ja obiecałem, że za chwilę do nich dołączę. Moja siostra była prze szczęśliwa i miałem wrażenie jakby w ogóle nic do niej nie docierało. William wydawał się nie przejmować nią, więc mogłem być spokojny, że mojej siostrzyczce nic się nie stanie. Chociaż to..
Zacząłem spacerować po ulicach miasta, miałem nadzieję na chwile spokoju. Usiadłem na ławce i wsłuchałem się w ludzki gwar. Nagle obok mnie usiadła brązowowłosa dziewczyna. Miała duże, brązowe oczy i piękny uśmiech. Spojrzała na mnie od niechcenia i udała, że upadła jej chustka. Mogłem się tym nie przejąć, ale byłem ciekawy po co to robi więc podniosłem ją i ku jej szczęściu, podałem jej.
- Oh, dziękuję.. - zarumieniła się - ..jesteś bardzo miły.. - jej ton zdradzał co najmniej to, że wyglądam jak na kogoś kto nie umie się schylić i podać kobiecie jej usmarkanej chusteczki - ..jak masz na imię?
- Phan. - nie chciało mi się już mówić pełnymi, długimi mianami - A ty..? - nie interesowało mnie to ani trochę, ale... skoro już tu siedzi z tą wyczekującą mordą..
- Ewelina.. - spojrzała na mnie zalotnie - ..mieszkasz daleko? Bo nigdy cię tutaj nie widziałam.
- Nie.. całkiem blisko.. - jak na drogę jaką pokonaliśmy z Williamem aby oddać sernik to owszem było to blisko - A co?
- Nic, nic.. - przesuwała się do mnie coraz bliżej już od dobrej minuty, ale tak powoli i niepozornie, że wyglądało to tak, jakby sama ławka stawała się krótsza i sama zbliżała nas do siebie - ..może.. może gdzieś byśmy razem poszli? Wydajesz się być interesującym, miłym człowiekiem.. - uśmiechnęła się znowu.
- E...no.. - mruknąłem zaskoczony, a ona zerwała się z ławki podniecona.
- To świetnie! - chwyciła mnie za rękę i porwała w stronę jakieś kawiarni, najwidoczniej potraktowała moje "no.." jako potwierdzenie. No cóż, trudno.
Weszliśmy do pachnącej kofeiną restauracji i zajęliśmy miejsca przy stole. Dziewczyna zdjęła płaszcz pod którym ukazała się całkiem ładna sukienka.. z wyjątkowo dużym dekoltem. A, muszę przyznać, nawet jako mężczyzna który nie specjalnie wypatruje wdzięków każdej kobiety na ulicy - było co podziwiać.
- To co zjemy..? - rzekła energicznie i poruszyła się lekko, ale nawet to wystarczyło, by jej biust przyjemnie zafalował.
- E... - mruknąłem i poczułem, że albo w tej gospodzie jest wyjątkowo gorąco, albo to ja właśnie robię się czerwony, więc szybko zakryłem twarz wielkim menu - A.. co lubisz jeść?
- Hmm.. lody.. - albo przez Williama stałem się zdziwaczałym zboczeńcem, albo właśnie po raz pierwszy dodarła do mnie jakakolwiek aluzja kobiety, chodź podejrzewam, że prędzej to pierwsze.
- A jaki smak..? - burknąłem i zacząłem przewracać strony w poszukiwaniu lodów.
- Jakieś białe.. śmietankowe na przykład.. - rzekła lekko rozbawiona, a ja zdałem sobie sprawę, że to idiotyczne zamawiać lody w zimie.
- Rozumiem.. - mruknąłem - ..to wszystko? - wyjrzałem zza gazety, a ta energicznie potrząsnęła głową (i czymś jeszcze). - No to idę.. - wstałem i już miałem ruszyć ku ladzie, gdy dziewczyna nagle wstała i pociągnęła mnie za rękaw akurat wtedy, gdy opierałem się tylko na jednej nodze próbując zrobić krok. Siłą rzeczy musiałem upaść. Na nią oczywiście. I oczywiście właśnie wtedy do kawiarni w paradował William, teraz to się zacznie..
<Willusiu? XD tylko nie bądź za surowy>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz