Sytuacja wydawała mi się beznadziejna. Nagle usłyszałem szum helikoptera. Może to jakieś pogotowie górskie, albo coś w tym stylu? Zamachałem rękoma. Ci ludzie mogliby mnie zabrać daleko stąd. A co ze Stefanem? Muszę po niego wrócić... Chociaż, w sumie, wybrał sobie nową właścicielkę. Zobaczymy, czy będzie o niego dbać tak jak ja robiłem to dotychczas. Machałem rękoma dalej, lecz helikopter przeleciał dalej nie zauważając mnie. O nie! Nie mam zamiaru gnić w tym śniegu do końca moich dni!
-Ignis!- Wycelowałem, jak mi się wydawało w kształt przypominający drzewo. Kula ognia, odbiła się od czegoś i z sykiem wylądowała w śnieżnej zaspie. Cholera. I co teraz? Postanowiłem spróbować jeszcze raz. Tym razem trafiłem w jakieś suche drewno, które zajęło się olbrzymim płomieniem. Od razu usłyszałem zbliżający się warkot helikoptera. Udało się. Po chwili oślepiły mnie światła reflektorów. Ktoś mnie unieruchomił i zakuł w kajdanki... Co?! Od kiedy to pogotowie górskie zakuwa zagubionych turystów w kajdanki? Przez hałas spowodowany ruchem śmigieł, nic nie słyszałem. Zostałem brutalnie zaciągnięty do maszyny, która od razu wzbiła się w powietrze. W kabinie siedziało dwóch pilotów, a mnie pilnowało trzech dobrze zbudowanych mężczyzn w policyjnych mundurach.
-Przepraszam panowie. Musiała zajść jakaś pomyłka. Ja tylko zgubiłem się w tych górach. Przecież... - Nie dali dokończyć mi zdania.
-Siedź cicho. Jesteś jej wspólnikiem!- Odezwał się jeden gburowato.
-Ale jak? Kogo? - Nie wiedziałem w ogóle o co im chodzi.
-Nie udawaj głupiego! I tak ci to nic nie pomoże! - Warknął drugi.
-A jak się zaraz nie zamkniesz, to inaczej cię potraktujemy! - Trzeci wyjął z kabury zawieszonej na pasie wielgachny pistolet. Od razu skończyła mi się odwaga do zadawania pytań. Zaraz tu zginę. O kogo może im chodzić? Zaraz, zaraz. No tak! Merry!!! To przecież przed tym helikopterem uciekaliśmy wcześniej. Tylko jak nas tak szybko znaleźli? Tego chyba się nie dowiem.
-Ej patrzcie! Na dole jest jakaś ranna dziewczyna! Mamy ją zabrać? - Jeden z pilotów zwrócił się do osiłków siedzących wokół mnie.
-Lądujcie. Musimy ją sprawdzić. - Odparł jeden z policjantów. Po chwili na pokładzie obok mnie znajdowała się zielonowłosa. Bez Stefana, za to z mnóstwem ran. Nie wyglądała najlepiej. Biedna wariatka.
-To ta druga dziewczyna z tego samochodu! Pewnie też wspólniczka Ann Oxygen. - Zauważył jeden z mundurowych.
- Skąd masz te rany? - Zapytał się jej ten gbur.
-Merry... Znaczy Ann mi je zadała. - Zielonowłosa odparła drżącym głosem.
-Dlaczego ty i on znajdowaliście się w tym samym samochodzie, co poszukiwana? - Spytał wyjątkowo spokojnie drugi gliniarz, wskazując dłonią w moim kierunku.
-Ona... Nas porwała jako zakładników a potem okaleczyła. - Zielonowłosa prawie szlochała, łkała i wyglądała wyjątkowo smętnie. Ale co ona w ogóle opowiada, przecież Merry nie porwała nikogo.
-Ale... - Próbowałem zaprotestować, więc wszyscy spojrzeli się w moją stronę. Dziewczyna jednak gwałtownie pokręciła głową. Nie wiem o co jej dokładnie chodziło, ale chyba mam się nie odzywać bo możemy źle skończyć. - Ale ja zdołałem jej uciec i chciałem wezwać pomoc, jednak ciężko w wysokich górach znaleźć jakąkolwiek żywą duszę. - Dokończyłem, by nie wzbudzać podejrzeń policjantów. Koledzy mnie rozkuli. Rozmasowałem obolałe nadgarstki i lekko się uśmiechnąłem do wszystkich.
-Może byście tak zajęli się ranną? - Wskazałem na zielonowłosą. W głowie miałem natłok pytań, a najbardziej dręczyły mnie dwa. Gdzie jest Merry i co robi? A co ze Stefanem? Jeśli nie ma go z zielonowłosą, to pewnie został sam albo z białowłosą...
[Merry?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz