Leciałem na łeb na szyję razem z masą śniegu. Czułem się jak gigantyczny bałwan. Mam tylko nadzieję, że Merry nic nie jest i przy okazji, że sam też jakoś to przeżyję. Poczułem jakiś tępy ból w boku. Jednak niska temperatura obniżyła mój próg odczuwalności bólu. W końcu się zatrzymałem. Zaraz. Czegoś mi brakuje. Gdzie jest Stefan?
-Stghhen! - Próbowałem go zawołać, ale ledwo oddychałem przez zalegający na mnie śnieg, poza tym moje usta chyba zamarzły i odmówiły posłuszeństwa. Poruszyłem ociężale rękoma, ale nie dużo mi to dało, jedynie trochę świeżego i bardzo mroźnego powietrza. Nagle ujrzałem jakiś cień nad sobą. To chyba anioł po mnie przyszedł. Tak, ja umarłem po prostu i teraz ten białowłosy anioł otoczony przez promienie słońca zabierze mnie do raju. Jednak do mojego wybawcy dołączyła jakaś zielona plama. Ooo, chyba jednak żyję, bo wydaje mi się, że ta zielona plama to koleżanka Catie, nawet słyszę jej piskliwy, drażniący głos.
-John! - Białowłosa postać zaczęła coś do mnie mówić. Jaki John? Kto to? - Amadeusz! Żyjesz? - To o mnie chodzi. Zmrużyłem oczy i dostrzegłem, że tym aniołem jest Merry. No ładnie. Czyli albo wszyscy żyjemy,albo wszyscy jesteśmy martwi... Świetnie, lepiej być nie mogło. Tylko gdzie Stefan?
-Gdzhe jehst Stghen?- Wymamrotałem.
-Stefan?- Merry spojrzała na mnie zdziwiona, po czym jej wzrok padł na coś poniżej mojej głowy. Spojrzała na mnie z lekkim przestrachem w oczach. - John... Jakby ci tu powiedzieć. Trochę krwawisz.
-Cho? - Powędrowałem wzrokiem za jej spojrzeniem. Cały śnieg wokół mojego prawego boku był czerwony. -Czhy to mohja khrwe?- Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami. Podparłem się na ramieniu Merry i powoli podniosłem. W moim boku tkwił wbity tasak.
-Wow! To przecież mój tasak! - Odezwała się zielonowłosa, a mi zakręciło się w głowie.
-John, tylko spokojnie zaraz cię opatrzę, tylko nie mdle...- Słowa Merry zlały się w szum, oczy zaszły mi mgłą i poczułem jedynie jak znowu znajduję się na ziemi. Otoczyła mnie nieprzenikniona ciemność.
***
Do moich uszu dolatywał odgłos trzeszczącego ognia i szept. Następnie poczułem ciepło promieniujące, gdzieś nieopodal mnie i zapach palonego drewna. Otworzyłem oczy. Moja głowa pulsowała tępym bólem przez co z początku nic nie mogłem dostrzec. Po chwili ukazało mi się ognisko, dziewczyny, które siedziały obok i mrok dookoła nas. Zerwałem się natychmiast.
-Gdzie jest Stefan?! - Poczułem okropny ból w boku i od razu się skuliłem.
-Spokojnie. Stefek leży tuż obok ciebie i nic mu nie jest. A ty nie powinieneś się ruszać, bo pogorszysz swój stan.- Merry odezwała się cicho i delikatnie zmusiła mnie, bym się znowu położył.
-Przecież mogę się zaraz wyleczyć. - Odparłem i znowu usiadłem. Zignorowałem ból i zacząłem przygotowywać się do zaklęcia.
-Spokojnie panie mdlejący. I tak jest noc, więc nigdzie się stąd nie ruszymy. - Odparła zielonowłosa, której tasak jeszcze niedawno tkwił w moim ciele.
-To wszystko twoja wina i tych twoich chorych narzędzi! - Wycelowałem w nią palec. Oburzona nadęła usta. - Taaak?! A kto nas teleportował na szczyt jakiejś cholernej góry?! Pan magik we własnej osobie!
-Próbowałem nas tylko uratować przed tym całym cyrkiem, który miał miejsce na dole!
-A kto spowodował ten cyrk?! Ty! - Wskazała na Merry. Dziewczyna nie odezwała się. Siedziała zamyślona i patrzyła w płomienie ogniska.
-Właśnie. Merry wyjaśnisz nam może wreszcie o co chodziło z tą obławą policyjną? Dlaczego nas chcieli zatrzymać? - Zerknąłem na nią i poprawiłem swoją pozycję.
[Merry? Bardzo ciekawe rozwiązanie z tym schodzeniem ze szczytu! :D Amadeusz nie mógł być martwy, ale nie chciał być też zabity przez Merry, więc trochę tak go poturbowało.
Możesz mi mówić po prostu Kasia ( tak mam na imię i myślę, że będzie to najlepsze rozwiązanie).
PS Też czasami czytam opowiadania, jak ktoś pisze xd]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz