Nigdy nie miałem problemów ze śmiercią lub z morderstwem,
bądź co bądź to był mój zawód, ale to co działo się teraz mnie przerażało. Cały
czas w głowie miałem to, że pewnego dnia spotka to Phantoma lub mnie. Ten elf,
który właśnie stanął w ogniu był tak przerażony… Dusił się, próbował uwolnić i
nawet nikt nie mógł mu pomóc.
Każdy tu z zebranych miał tak zginąć.
W pewnym momencie zrobiło mi się niedobrze gdy zobaczyłem
jego wzrok pełen bólu i błagania o pomoc. Jego skóra się smażyła, stapiając się
z ubraniem.
Wtuliłem głowę w ramię Phantoma i więcej na to nie
patrzyłem.
Minęło kilka tygodni, przyzwyczailiśmy się do warunków
panujących w jaskini, cieszyliśmy się każdą chwilą odpoczynku i spokoju, a na
każdym zadaniu dawaliśmy z siebie wszystko.
Niestety ludzi było coraz mniej, codziennie ktoś umierał, to
smutne, ale cieszyłem się, że to ich spotkało nie mnie, lub Phantoma.
Raz nawet sam przeprowadzałem egzekucje, byłem tak
spragniony krwi że zamknęli mnie w osobnym pomieszczeniu, potem wepchnęli tam
ofiarę. Mój instynkt wziął górę i biedak nawet nie miał jak się obronić. Dopiero
potem okazało się że to był brat najsilniejszego członka wrogiej grupy…
[Phantom?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz