- Elena, wiesz, że podjęłaś się niemożliwego? -zapytał Barry, podając mi czerwony kubek w renifery z zieloną herbatą. Is usiadła na kanapie i podgryzała mechanicznym ruchem kruche, orzechowe ciasteczka, które zrobił chłopak. Zawsze coś musiał robić, gdy się denerwował. Dzisiaj padło na robienie wypieków. Na stole stały lawendowe ciastka z suszoną śliwką, rurki z kremem, ciasto Bounty i truskawkowe babeczki. Mój przyjaciel wyciągnął z szafki nóż i odkroił nam po kawałku.
- Nawet nie wiesz, czy on faktycznie go nie zabił -dodał, podając mi talerzyk. Miał cienie pod oczami i zmęczoną twarz. Przez ostatnie dni niezbyt się wysypiał.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale muszę to zrobić z powodu Jamey'ego -odparłam i nadziałam ciasto widelcem. Zamruczałam, gdy czekolada roztopiła mi się na języku.
- Możemy ci jakoś pomóc? -spytała Isabelle, sięgając po kolejne ciasteczko.
- Możecie mi pomóc w przeszukaniu archiwum. Będę szukać seryjnych morderców.
W ciągu kilku kęsów zjadłam całe ciasto.
***
- Jace. Czemu odmawiasz współpracy? -starałam się panować nad głosem. Odcięłam się od emocji, co nie było wcale takie trudne.
- Nie twoja sprawa...
Zamierzał dodać jakiś nieprzyjemny epitet, ale uniosłam dłoń, przerywając mu:
- Daruj sobie. Już i tak wystarczająco się nasłuchałam. Powiedz mi po prostu: czemu? Chcesz, żeby cię skazali?
Nachylił się i wysyczał mi do ucha:
- Wolę umrzeć ja, niż on.
Po tych słowach przepełnionych jadem wstał i wyszedł, a mnie pozostawił z zagadką.
Pierwsze co się nasuwało:
Czy Jace był gejem?
<cd. Isabelle>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz