Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

30 października 2016

Od Phantom'a

Deszcz bębnił o szyby, gdy siedziałem w moim gabinecie. Za mną znajdowały się ogromne okna, które zazwyczaj wpuszczały do wnętrza mnóstwo światła; dziś jednak sączył się przez nie senny blask pogrążonego w ulewie świata. Lampa na moim biurku raziła mnie w oczy, ale nie potrafiłem jej obrócić w taki sposób, by skutecznie oświetlała dokumenty i jednocześnie nie denerwowała mnie swoim drażniącym, białawym blaskiem. Obok mnie drzemał kotek, zaledwie kilkutygodniowe maleństwo. Jego matka odrzuciła swój miot i od jakiegoś czasu opiekowałem się jednym z jej dzieci. Na początku, gdy do mnie trafił, był taki chudy i nastroszony. Siedział często w kącie, trząsł się bez przerwy. Jednak po moim roztoczeniu opieki w postaci dokarmienia butelką, wyczyszczeniu jego futerka i zapewnieniu ciepłego miejsca, szybko przybrał na wadze i obecnie był małą, puszystą kuleczką. A właściwie była. Ponieważ mój towarzysz był kotką o imieniu Ingrid.

Skrzywiłem się i poprawiłem lampkę po raz kolejny. Nieumyślnie skierowałem promień padania na śpiącą kulkę, która poruszyła się i otworzyła oczka, żeby zobaczyć co się dzieje.
- Oj.. - spojrzałem na Ingrid - ..wybacz malutka. - uniosłem rękę i zacząłem głaskać grzbiet zwierzątka, które po kilku sekundach przewróciło się na grzbiet i zaczęło obgryzać moje palce - Głodna jesteś..? Jadłaś niedawno, pękniesz mi tu zaraz.. - nagle nasze pieszczoty przerwał dzwonek do drzwi, który odbił się echem po całym domu. - Oho. Wybacz, księżniczko. - uwolniłem się i przeniosłem kota na podłogę, by mógł swobodnie biegać po pokoju - Ale ty nie idziesz ze mną, nie, nie.. - kulka zaczęła biec za mną, ale zdążyłem zamknąć drzwi i tym sposobem ograniczyć jej przestrzeń do gabinetu. Gdybym dał jej do dyspozycji cały dom mogłaby mi się zgubić albo zrobić sobie krzywdę, na przykład spadając ze schodów.
Przemierzyłem wcześniej wspomniane stopnie i znalazłem się na parterze. Przeszedłem kilka korytarzy i w końcu znalazłem się przed drzwiami wejściowymi. Po otwarciu ich zobaczyłem przed sobą mężczyznę w eleganckiej, czarnej kurtce i cylindrze. Nie był to nikt inny jak Gregor.
- Witaj, lisku~! - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Hej. - nie przeszkadzało mi nazywanie mnie liskiem. Gregor był osobą, która pokierowała mną, gdy nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nauczył mnie oszukiwać w karty, obracać pieniędzmi, zapoznał z różnymi ludźmi, dzięki którym dzisiaj tak dobrze mi się powodziło. Uważałem więc, że miał pełne prawo traktować mnie z góry.
- Kotek nakarmiony~? - osobą, która umieściła u mnie Ingrid, też był nie kto inny jak Gregor. - Jeśli tak to ubieraj się, muszę cię na chwilę wyrwać z tego pustego domu - spojrzałem na niego pytająco - Masz misję od góry.
- Czemu wysłali ciebie? Mogli zadzwonić, sam bym przyjechał... - mężczyzna pomachał ręką lekceważąco.
- Ponieważ, w pewnym sensie, postanowiłem cię sam do niej przygotować... - uśmiechnął się podejrzanie - ..gdyż to dzięki mnie ją otrzymałeś.
- Rozumiem. - przyjąłem to ze spokojem - Ale muszę wrócić za kilka godzin, bo kotka..
- Jasne, jasne, ubieraj się i chodź~! - odwrócił się i udał się w podskokach do furtki. Za nią stała czarna limuzyna, którą Gregor uwielbiał się wozić. Splendor i elegancja, aż przesadna, towarzyszyły mu już wtedy, gdy po raz pierwszy go spotkałem.
Nie tracąc czasu szybko ubrałem mój ulubiony płaszcz, szalik i rękawiczki. Również starałem zawsze wyglądać elegancko, możliwe, że czerpałem w tym z mojego starszego kolegi. Mimo to, w przeciwieństwie do niego, ceniłem sobie prostotę i nie obwieszałem się tysiącem złotych zegarków.
- Więc... - zacząłem, gdy znalazłem się już we wnętrzu pojazdu - ..czego właściwie ode mnie chcesz?
- Nic takiego, nic takiego~! - uśmiechnął się, założył nogę na nogę i objął swoje kolano - Jakby to powiedzieć, pomyślałem: lisek siedzi w domu taki sam, przyda mu się coś, co mógłby robić! - wyszczerzył się jeszcze szerzej - No i szef mówi: wiesz, Gregor, tak jakby mam dla ciebie misję, a ja zaraz: nie, nie, szefie, ja mam kogoś kto zrobi to sto razy lepiej, pamiętasz może tego wymoczka co mieszka na uboczu miasta, taki depresyjny koleś, rozruszajmy go, a on mi na to: w sumie to całkiem niezły pomysł.. - depresyjny? - Tak więc spokojnie, zapewniam, będziesz się dobrze bawił~!
- A zwłaszcza ty będziesz..? - zapytałem, po czym dostałem mocne uderzenie w plecy.
- Phan, kochanie, dojrzewasz~! Zrozumiałeś coś, co znajdowało się między słowami, czuję się jak rodząca matka.. - zrobił teatralny gest wachlowania się - zaraz zemdleję..
- Hee... - spojrzałem na niego zdziwiony - Co ty wyprawiasz?
- Eh, jednak nadal jesteś taki sam, sztywniakuuu... - ekspresja jego twarzy zmieniła się, westchnął i oparł się na pięści - ..pożartować się nie daaa...
Zamilknąłem. Gregor był dla mnie zbyt szybki.

Wysiedliśmy przed budynkiem w centrum miasta. Był to wieżowiec, który przypominał coś w rodzaju biurowca jakiejś ogromnej korporacji. Nie było to też aż tak mylne skojarzenie. Właśnie w tym budynku pracowali urzędnicy mafii, w której kręgi wstąpiłem 4 lata temu, gnany chęcią zemsty.
- Chodź, chodź, nie krępuj się.. - Gregor bywał tu znacznie częściej. Moje zadania w większości były na tyle mało ważne, że przekazywano mi je drogą telefoniczną. Zazwyczaj miałem coś przejąć, pogadać z najemnikami.. generalnie nic takiego, żeby szefowie musieli zlecać mi to osobiście. Spojrzałem w górę i starałem się dostrzec wierzchołek budowli, ale deszcz skutecznie uniemożliwiał mi obserwację. Poza tym miałem wrażenie, że burzowe chmury otulały większość budynku.
Weszliśmy do środka. Parter wyglądał trochę jak recepcja hotelowa, na środku pomieszczenia znajdował się ogromny filar wokół którego poprowadzona była lada, za którą stało kilka pań wydających ludziom dziwne kartki. Nie miałem pojęcia czemu mogło to służyć, więc spojrzałem pytająco na Gregora.
- Wydają przepustki - wzruszył ramionami - ..i jeszcze czymś tam się zajmują, nie wiem, ja tam mam swoją własną kartę. Może do wejścia gdzieś wyżej potrzeba jakiejś weryfikacji.. albo do zejścia w głąb. - rzucił mi tajemnicze spojrzenie - Nawet ja nie wiem, co może się tam kryć. - przekręciłem głowę żądając jakiś większych objaśnień, ale mężczyzna zostawił mnie z tym niedopowiedzeniem, z pełną satysfakcją, jak mi się wydawało. - Chodź, my idziemy trochę właśnie "w głąb". - zaczął iść w stronę windy.
Gdy znaleźliśmy się w środku zacisnąłem zęby i spiąłem się, próbując przecierpieć jakoś wrażenie spadania. Nie lubiłem wind. Podłoga drżała mi pod nogami, a uczucie opadania podniosło mi żołądek do gardła. Mój towarzysz przyglądał się mojej reakcji z rozbawieniem, ale tym razem nie skomentował tego na głos.
Wysiedliśmy w jakimś podziemnym korytarzu. Przypominał mi trochę wnętrze szpitalne: brudne kafelki, irytujące, białe światło i linoleum przykrywające goły beton. Natomiast wzdłuż każdej ze ścian ciągnął się rząd drzwi z numerami od 71, znajdującymi się po mojej prawej, do 90, umieszczonymi naprzeciwko.
- Ciebie interesuje 79, Phatuś. - Gregor ruszył pewnie przed siebie, aż znalazł wcześniej wspomniane drzwi - Wchodź. - uśmiechnął się.
- Nie idziesz ze mną? - spytałem zdumiony.
- Nie? Czemu miałbym. - wzruszył ramionami i rzucił mi uśmiech, ponad tysięczny raz dzisiejszego dnia - To twoja misja, no nie, lisku? - zrobiło mi się zimno. - Zapraszam~! - zapukał i otworzył drzwi.
Odetchnąłem głęboko, przybrałem swój obojętny wyraz twarzy i wszedłem do środka.
To co spotkałem w środku wyglądało jak moje najśmielsze wyobrażenia sali przesłuchań. Wykończenie pokoju nie różniło się od tego co było na korytarzu, włączając w to irytujące światło, które mnie tego dnia nie opuszczało. Na środku stało biurko, za którym siedział wąsaty mężczyzna, za nim znajdowała się szafa z książkami. Nic szczególnego. Moją uwagę za to przykuła osoba siedząca przed biurkiem: wyrostek z burzą ciemnych włosów, nadąsanym wyrazem twarzy i wojowniczym spojrzeniem w oczach, które skierował na mnie zaraz, gdy tylko ukazałem się w drzwiach.

>Orio?<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz