Wystarczyły mi trzy sekundy od otworzenia oczu, żeby zdać sobie sprawę, że dzisiaj nie czeka mnie ani walka o przetrwanie, ani praca.
-A myślałam, że ten dzień już nie powróci. - zamruczałam do siebie pod nosem. - Cześć, kochany, nie mogłam się już doczekać naszego spotkania. - przywitałam się z pięknym porankiem, który, tak jak w powinno być w każdy weekend, rozpoczął się po jedenastej.
Po chwili przyszło mi do głowy, że gadanie do siebie nie jest normalne, ale szybko przypomniały mi się zdecydowanie bardziej nienormalne zachowania KK i uznałam, że nie jestem w złej sytuacji.
-No, to w co się dzisiaj ubieramy? - zapytałam szafy, gdy udało mi się już zwlec z łóżka.
Od razu odezwały się do mnie kolorowe, staroświeckie sukienki, których nie nosiłam od pożaru wywołanego przez siostrę Amadeusza.
-Mogę wam znowu zaufać? - zapytałam ich, ale te widocznie mnie zignorowały. - No dobra, przecież psikusy w jeansach nie są tak efektowne, nie? - uśmiechnęłam się, wiedząc już co dzisiaj będę robić.
Po piętnastu minutach byłam gotowa do wyjścia z domu, wprawdzie większość tego czasu spędziłam na zakładaniu sukienki, bo w pojedynkę jest to dość trudne, ale lata wprawy pozwoliły mi się wyrobić.
-Szybka jak zawsze. - powiedziała Sara, wchodząc do mojego domu przez okno.
Miała na sobie swój standardowy uśmiech, który sprawił, że po moich plecach przeszedł dreszcze ekscytacji.
-Widzę, że nie tylko ja tęskniłam za wspólnymi wypadami. - powiedziała i rzuciła się na mnie, przygwożdżając mnie do ziemi. -O kurczę. - powiedziała z zaskoczeniem i z pełną gracją wstała i podbiegła do ogromnej tacy pełnej kolorowych babeczek. - Dużo tego. - orzekła i bezceremonialnie wepchnęła sobie jeden z moich wypieków do buzi.- I doble to.
-Dzięki. - powiedziałam. - A ty upiekłaś?
-Upiekłam. - odpowiedziała mi przyjaciółka i zjadła kolejną babeczkę. -Ale to towarzystwo co siedzi na Twojej kanapie wszystko mi zjadło.
Odwróciłam się szybko i rzeczywiście, całe rodzeństwo Sary siedziało w ciszy na mojej kanapie, tylko po to, by wybuchnąć śmiechem widząc moją zdziwioną minę.
-Wyszłaś z wprawy, Mer. - powiedziała jedna z bliźniaczek siedzących na oparciu mebla.
-Gdzie dzisiaj? - zapytała identyczna dziewczynka, zeskakując z mojej odrapanej sofy.
-Jakiś bufon, ma dużo hajsu i myśli, że ma dobre zabezpieczenia w domu. Mam straszną ochotę włożyć mu jedną z tych babeczek do sejfu. - zachichotała Sara, brudząc mój blat kawałkami ciastka.
-Wiecie, co? - powiedziałam. - Skoczę jeszcze po jakieś ciastka, tu w pobliżu jest cukiernia.
-Czyli te można zjeść? - zanim się obejrzałam, szóstka smoków stała przy ogromnej tacy.
Zaśmiałam się do siebie i nie chcąc być przy awanturze o ostatnie ciastko, szybko się ewakuowałam.
Cukiernia znajdowała się po drugiej stronie ulicy przy której mieszkałam, więc dotarłam tam bardzo szybko.
Podeszłam do lady i spojrzałam głodnym wzrokiem na łakocie. Po moich przepysznych ciastkach zostały już pewnie tylko okruszki, więc to prawdopodobnie jedyna okazja, żeby załatwić jakieś słodycze na nasz wypad. Stanęłam w kolejce i już chciałam pogrążyć się w zamyśleniach, ale dźwięk mojego telefonu mi w tym przeszkodził.
-Halo? - zapytałam, z czystego nawyku.
-No, cześć, cześć. - usłyszałam w słuchawce radosny głos KK i przyszło mi nagle na myśl, że chyba kogoś zabiła. - Nie miałabyś nic przeciwko jakiemuś spotkaniu, hmm AM?
-No cóż, tak właściwie na dzisiaj mam trochę planów, przecież wiesz, ale może jutro?
-Ale superaśnie! I znowu porobimy babeczki!
-Doskonały pomysł. - uśmiechnęłam się na myśl, że znowu porobię wypieki i to z tą wariatką. - Oczywiście, możesz też do nas dzisiaj wpaść, na nasz wypad.
-Wolę jutro na babeczki! Ale wpadnę jeszcze do naszego kochanego blondynka, może wpadniemy razem!
-Super. - odpowiedziałam szczerze i pożegnałam się z przyjaciółką.
Odłożyłam telefon do torebki, i czując na sobie czyjeś spojrzenie, odwróciłam się. W pierwszej chwili wystraszyłam się, że to służby specjalne, które znowu mnie znalazły, więc przybrałam obojętny wyraz twarzy, ale na szczęście chyba nie był to nikt, kto pragnąłby mnie zamknąć gdziekolwiek.
Była to dziewczynka mająca około jedenastu lat, jednak po specyficznym błysku w oku, coś podpowiedziało mi, że wcale nie ma tyle na ile wygląda.
Blondynka oblizała się, wstała ze swojego stolika, znajdującego się na zewnątrz kawiarni i mrugając do mnie słodko, podeszła do lady i poprosiła o bezy.
<c.d. Viellene
:) <- tak po prostu :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz