Mieszkałem sobie dalej w mieszkaniu mojego ojca, który na jakiś czas zamknął księgarnię i wyruszył w podróż, by odpocząć ode mnie i moich ciągłych przygód. Tak, jednym słowem miał mnie dość. Jak zresztą wszyscy w mojej kochanej rodzinie, której na szczęście nic już nie groziło. Było późne popołudnie, kiedy stwierdziłem, że moja lodówka zionie pustką, a żołądek domaga się jakiejś strawy. W ten oto cudowny zostałem zmuszony, by wyruszyć na niewielkie zakupy do najbliższego sklepu spożywczego. Oczywiście, jak można się domyślić, nawet głupie zakupy nie mogą być dla mnie zbyt proste. Po drodze wpadłem w jakąś dziurę przez co moje spodnie były całe w błocie. W samym sklepie zepsuła się kasa i spędziłem tam zamiast 10 minut, ponad pół godziny. Wracając zostałem ochlapany przez przejeżdżającą ciężarówkę. Teraz cały byłem w błocie.
-Świetnie... Może jeszcze coś? - Mruknąłem zły. Dzisiaj był jeden z tych bardziej pechowych dni, kiedy to mój humor nie należał do najweselszych. Będąc już przed wejściem do kamienicy, w której mieszkałem napotkałem jedną z osób, za którą nigdy zbytnio nie przepadałem.
-John! Kochaniutki, ale ty marnie wyglądasz... - KK zaczęła biec w moją stronę, ale gwałtownie przystanęła, kiedy zdała sobie sprawę, że jestem cały mokry i brudny.
-Siemka. Dzisiaj nie jest mój najlepszy dzień. - Westchnąłem ciężko i po części cieszyłem się, że ta aktualnie czerwonowłosa szalona kobieta, nie może się do mnie dotknąć.
-Gdzieś ty się szlajałeś? - Jej mina wyrażała całkowite zdumienie.
- Byłem tylko na zakupach w spożywczaku. - Wskazałem na torby z produktami.
-A nie na jakiejś tajnej misji dla Czarownic? - Zaśmiała się głośno.
-Nie, zresztą nieważne. - Machnąłem ręką zniecierpliwiony. - Chodźmy na górę. Jestem głodny i muszę się przebrać.
-Oczywiście. - Skinęła głową i ruszyła za mną. Kiedy znaleźliśmy się pod drzwiami do mieszkania, zadzwoniła moja komórka.
-Hej. Mogę wpaść? Jest u Ciebie KK?- W słuchawce odezwał się głos należący do Merry.
-Tak właściwie, to jesteśmy pod moimi drzwiami. - Zacząłem intensywnie przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu kluczy.
-Super. Powiedz naszej kochanej Kiszce, żeby naostrzyła tasaki. - Powiedziała to i się rozłączyła.
-Kto dzwonił? - Ta czerwonowłosa, nachalna dziewczyna prawie zawiesiła się na moim ramieniu.
-Merry. Zaraz tu będzie. Masz szykować tasaki, czyli ktoś chyba zaszedł jej za skórę. - Odparłem, nadal nie mogąc odnaleźć kluczy.
-Czemu nie otwierasz drzwi? - KK zapytała lekko zniecierpliwiona.
-Bo chyba zgubiłem klucze. - Zrobiłem bezradną minę i przeklinając w duchu dzisiejszy dzień, szepnąłem. - Apertus!
Drzwi otworzyły się z cichym jękiem. Nareszcie dotarłem do domu. Zaniosłem torby z zakupami do kuchni, po czym natychmiast udałem się do łazienki, by doprowadzić się do stanu używalności.
-KK otwórz drzwi, jak Merry przyjdzie i zrób coś do picia. - Rzuciłem jej na odchodnym i wszedłem pod prysznic. Gorąca woda czyniła cuda. Niestety, kiedy skończyłem swoją toaletę zdałem sobie sprawę, że nie zabrałem ze sobą ciuchów na zmianę. No nic... Będę musiał jakąś się przemknąć do swojej sypialni i zabrać świeże, tak by mnie KK nie zauważyła. Wymknąłem się z łazienki z ręcznikiem oplecionym wokół bioder. Nagle usłyszałem głos Merry.
-A gdzie się podziewa John? - W tym momencie poślizgnąłem się na śliskich płytkach i wylądowałem z łoskotem na swoich czterech literach. Białowłosa zobaczyła mnie w takiej pozycji, a ja uśmiechnąłem się do niej niepewnie.
-Hej! - Jakbym miał mało obciachu, ręcznik zsunął się z moich ud i wylądował obok, tak, że byłem calutki nagi. - O ja pierdolę. - Zabluźniłem cicho, czerwony jak burak.
[Merry?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz