Mężczyzna wyglądał na załamanego.
-Obiecałam Ci to już wczoraj, a ja obietnice traktuję bardzo poważnie.
Zaczął masować sobie czoło, jakby rozbolała go głowa.
-Jak Ty to wytrzymujesz, co? - spytał nagle.
Zaśmiałam się cicho, ale zaraz zaczęłam kaszleć. Splunęłam krwią.
-Po pierwsze, mam przyjaciółkę tak potężną, że zdołałaby mnie odtworzyć choćby z kropli mojej krwi, którą posiada. Po drugie, widzę, że nie chcesz mi zrobić żadnego trwałego uszkodzenia.
Spojrzał na mnie dziwnie.
-Nie chodzi mi o tortury. Chodzi o ból.
Zaśmiałam się delikatnie, bo bałam się, że znów zacznę kaszleć krwią.
-Mówisz do osoby, której odcięli skrzydła, kiedy trzymała w sekrecie informacje przed rządem.
Otworzył oczy ze zdziwienia. Wyjęłam z łatwością ręce z nowych, za dużych kajdanek i odwiązałam bandaż, który nadal nosiłam, zsunęłam bluzkę z jednego z ramion i pokazałam mu dwie nadal widoczne rany.
Ta na lewej łopatce znów się otworzyła, więc szybko znów związałam opatrunek.
-A i zapomniałam dodać, że kiedy mi smutno, odzywa się we mnie ta sama, mała, zagubiona masochistka. - powiedziałam mu, mimo, że nigdy wcześniej nikomu tego nie powiedziałam.
Facecik rozluźnił krawat, a następnie zdjął go. Otworzył usta, ale byłam szybsza.
-Nie sfałszujesz mi żadnych wspomnień żadnymi gierkami ani manipulacją. Chciałeś wiedzieć, prawda? Po tym jak moja ciocia musiała mnie zostawić wychowywałam się na Cmentarzu wśród Grabarzy, ale większość czasu spędzałam ze Smokami. Pożyteczna rasa, nie powiem.
Poprawił okulary, spojrzał na zegarek i zamknął swoją teczkę.
-Do zobaczenia. - mruknął cicho.
-Papatki. - pomachałam mu na pożegnanie.
***
-Ładnie? - zapytałam i pokazałam mu swój szkic. - Dobrze zrobiłam proporcje? Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Jakoś nigdy nie...
-Proszę, nie. - uciął krótko.
Wyjęłam wodę z jego kubka i zrobiłam sobie lodowe kastety.
-To, co? Dzisiaj jest dzień walki na pięści? - uśmiechnęłam się.
Do pokoju nagle wpadła szefunciowa ciągnąca Amadeusza. Pół sekundy zajęło mi przywrócenie na swoją twarz uśmiechu.
-Może jesteś silna, ale czy on też? - dziewczyna zaśmiała się głośno.
Dobra, dobra szybko. Czy wyciągnęli od niego już wszystko co chcieli? Czy mogą zrobić mu poważną krzywdę? Czy lepiej udawać, że mi nie zależy? Już wiedzą przecież, że mi zależy...
-Czego chcecie? - spytałam zrezygnowana.
Opadłam bezwładnie na siedzenie, nagle zmęczona ciągłym graniem niezniszczalnej, nieczującej bólu dziewczyny.
-Merry? - spytałam mój przyjaciel. - Czemu tu jesteś? Przecież...?
Spojrzałam na niego ze zrezygnowaniem.
-Czego chcecie? - spytałam po raz drugi.
-Twojej mocy. - powiedziała dziewczyna z dumnym uśmiechem.
-Nie da się oddać komuś mocy. - powiedziałam nagle rozbawiona.
Dziewczyna zrobiła się cała czerwona, błyskawicznie złapała John'a za włosy, przycisnęła go do ściany i wymierzyła mu trzy mocne ciosy w głowę.
Ten krzyknął i osunął się na podłogę.
-Jeśli się nie poddasz, podam Ci domek z jego palców na srebrnym talerzu.
O nie, nie. To zmierza w złym kierunku.
-Przejrzałaś mnie. Strasznie boję się srebra. - zadrżałam teatralnie. - A tak na serio, nie da się zabrać komuś mocy. To nie jest coś fizycznego. To jest energia, która jest połączona z duszą.
Dziewczyna popatrzyła na mnie ze sztucznym rozbawieniem.
-Wrócę tu za dziesięć minut, a wtedy zobaczysz jak wiele można w tym czasie zadać bólu jednemu chuderlaczkowi.
Wyszła z Amadeuszem, a już po chwili zaczęłam słyszeć jego krzyki.
-Jesteś chory na głowę, czy co?! - wydarłam się nagle na mężczyznę w garniturze. - Możesz pobrać próbkę czyjejś mocy, żeby ją zbadać, albo coś, ale zabieranie elementu połączonego z duszą?!
Milczał.
-Wiesz jak to się może skończyć?! Wiesz, co może spowodować uszkodzenie tak ważnego elementu?! Albo oddzielona od ciała czysta energia, która przejęła pamięć i odczucia od niestabilnego obiektu?!
- J-ja...
-Uważaj, bo zaraz możesz się przekonać.
-Konać - złowieszczo powtórzyło echo.
Poczułam jak wzbiera się we mnie złość. Moje ręce zaczęły świecić, poczułam nagły przypływ energii. Moje ciało zaczęło się świecić, już miałam pozbawić go życia gestem, gdy nagle przeszył mnie ogromny ból, zgięłam się w pół.
W ciągu kilku minut zamknięto mnie w okrągłym, szklanym więzieniu.
-To jakaś cela dla najlepszych przyjaciół? - zdołałam wyksztusić.
-Miałaś rację. Nie powinienem prowadzić tak niebezpiecznych prób. Wszystko dzisiaj zawieszę.
-Och. - wydusiłam, nadal nie mogąc złapać tchu.
-Bo na szczęście mam już żywy obiekt. - uśmiechnął się psychopatycznie. - Nie martw się. Już niedługo Cię odwiedzę. Papatki. - powiedział wesoło.
Wyszedł, a serie metalowych drzwi zamykały się za nim z niepokojąco głuchym dźwiękiem.
Światło zgasło, a ja nagle błagałam o jakąś moc iluzji, by móc ukryć swój stan, który zaczął pojawiać się na mojej twarzy.
<c.d. Amadeusz
Jesteś Marvelowcem? ;3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz