Bili mnie, aż nie straciłem przytomności. Kiedy ta okrutna rzeczywistość została zalana przez ciemność, ból również odpłynął w nicość. Nagle w tym nieprzerwanym mroku, przebłysnęło światełko. Usłyszałem dziwny szum. Doleciały mnie słowa.
-Amadeuszu! - Głos wydał mi się znajomy. Coraz więcej światła docierało do mnie.
-Amadeuszu! To ja! Twoja mama...- Wreszcie ujrzałem twarz mojej rodzicielki. Czy ja śnię? Czy to się dzieje naprawdę?
-Jestem tylko wizją w twojej głowie, jednak naprawdę się z tobą teraz kontaktuje. - Uśmiechnęła się ciepło.
-Hej. Miło wreszcie z kimś normalnie porozmawiać. - Odpowiedziałem jej telepatycznie.
-Wyczułam, że z twoją mocą jest coś nie tak. Dodatkowo skontaktował się ze mną twój ojciec i powiedział, że zaginąłeś i nie ma od ciebie żadnych wiadomości. Dlatego cię zlokalizowałam i nawiązałam z tobą kontakt. - Matka spojrzała na mnie z troską. - Musisz jak najszybciej odzyskać moc! Inaczej nie dość, że umrzesz w niedługim czasie, to naszej rodzinie grozi całkowita zagłada!
-Ale jak? - Westchnąłem. Byłem zmęczony.
-Wystarczy, że wydobędziesz ją z naczynia, a powinna powrócić do twojej duszy. Razem z twoją siostrą przekazujemy ci trochę naszej energii byś był w stanie tego dokonać. - Niezwykły blask mnie oślepił i już po chwili znowu widziałem na oczy. Leżałem w jakimś białym ( bo innego koloru tu chyba nie znają) pomieszczeniu, na metalowym łóżku podobnym do stołu operacyjnego. Rozejrzałem się. Nikogo oprócz mnie nie było. Zerknąłem na przeciwległą ścianę. Na metalowym stoliku na kółkach stałosszklane naczynie ze złotym płynem. Moja moc. Teraz tylko trzeba ją wydobyć. Poruszyłem ręką. Bolało. Nie mogłem się za bardzo ruszyć, ale rzucić zaklęcie chyba będę w stanie. Tylko muszę trafić. Raz i porządnie.
-Ignis!-Wycelowałem w pojemnik z płynem. Ognista kula przecięła całą długość pomieszczenia i z impetem uderzyła w słój. Siła uderzenia zepchnęła naczynie ze stolika i trzasnęło ono o ścianę, rozbijając się na milion kawałeczków. Złoty płyn zmienił skupienie na gaz, który przez chwilę kotłował się nad szczątkami naczynia po czym rozpędzony wniknął w moje ciało. Poczułem napływ siły i mocy. Wiedziałem, że mogę teraz wszystko jak wcześniej. Jednak nie byłem w najlepszym stanie fizycznym. Ale mam na to sposób.
-Regenerationem!- Mruknąłem. Było to zaklęcie leczące ogólnie. Wzmacniało i regenerowało uszkodzenia. Było dość trudnym i czasochłonnym zaklęciem, które zajęło mi jakieś 30 minut, aż doszedłem do takiego stanu by móc samodzielnie się poruszać i być w miarę sprawnym. Niestety nie wyleczyłem się całkowicie. Nadal kaszlałem krwią i dość ciężko mi się oddychało. Ale powinienem dać radę dotrzeć do Merry i jej pomóc. O ile wcześniej ktoś mnie nie dorwie...
[Merry? Nie jestem Marvelowcem :P ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz