Widziałem ciemność i nic nie czułem, ale powoli zacząłem wracać do świadomości. Usłyszałem szum powietrza. Poczułem nocny chłód. W nos i usta pełne miałem gryzącego dymu. Wreszcie ujrzałem rozmazany obraz płonącego budynku. Zerwałem się. Poczułem dziwne ukłucia, które okazały się pochodzić od pojedynczych słomek siana. Co? Jakiego znowu siana? Zerknąłem na to, na czym siedziałem. Znajdowałem się na wielkim stosie siana, którego sterta wyrosła tuż pod moim domem z niewiadomych powodów. A gdzie jest Merry!?
-Merry! - Wydarłem się, jednak mój krzyk skończył się jednym wielkim napadem kaszlu spowodowanego wszechobecnym, gęstym dymem.
-Tu jestem.- Dziewczyna wyłoniła się z czarnej otchłani. Widocznie też leżała na tym sianie.
-Całe szczęście. Co się w ogóle wydarzyło? - Spojrzałem na nią lekko zdezorientowany.
-Cóż, twoja siostra chciała nas spalić żywcem, więc podpaliła strych. W takiej sytuacji zostałam zmuszona do podjęcia ryzykownego działania, by stamtąd nas wydostać i skonstruowałam prowizoryczną linę z tego co znalazłam. Niestety nie zadała ona testów wytrzymałościowych i wylądowaliśmy na... stogu siana.- Merry uśmiechnęła się niepewnie.
-Co? - Zamurowało mnie. Potrząsnąłem głową.- Masz na myśli, że siano uratowało nam życie?
-Można tak powiedzieć. - Moja przyjaciółka przytaknęła.
- Wow... Myślisz, że ktoś nam w to uwierzy?- Uniosłem kąciki ust w mimowolnym uśmiechu.
- Możliwe, że nie. - Roześmialiśmy się. Nagle zdałem sobie sprawę, że kiedy szedłem za dziewczynami na strych, możliwe, że Stefan dreptał gdzieś za mną. A co jeśli coś mu się stało? Ta myśl spowodowała, że natychmiast poderwałem się na równe nogi. Jednak zachwiałem się, straciłem równowagę i runąłem w dół. Kiedy tak sobie koziołkowałem po tym sianie, stwierdziłem, że układa się ono w gigantyczną górę, ponieważ spadałem i spadałem. W końcu poczułem twardą ziemię i ostry ból w przedramieniu. Cholera, chyba złamałem sobie rękę.
-Amadeusz! Nic ci nie jest?! - Merry powoli zeszła z tej góry siana.
-Mi nic, ale muszę natychmiast odnaleźć Stefka.- Zanim dokończyłem zdanie, już biegłem w kierunku domu. Wbiegłem na ostatnie piętro i ruszyłem do swojego pokoju. Rudego tam nie było.
-Cholera, cholera! Stefan gdzie jesteś? - Natychmiast popędziłem w kierunku łazienki. Usłyszałem szum wody. Zajrzałem do toalety, a tam mój kocur w najlepsze bawił się wkładając łapkę pod strumień wody, która lała się z kranu.
-Oh, Stefcio! Ty żyjesz!- Wziąłem go na ręce i mocno przytuliłem. Miauknął , wyrwał się z moich objęć i wskoczył na ramię, wbijając głęboko pazurki. Odczułem mimowolnie ulgę, kiedy poczułem znajome szczypanie w okolicach barku. Na korytarzu było strasznie dużo dymu. Moja ręka pulsowała tępym bólem. Usłyszałem szybkie kroki i zdyszany głos. Przede mną wyłoniła się Merry.
-John! Nie uciekaj tak sobie. Co ty wyprawiasz? Przecież w każdej chwili coś może się tu zawalić?- Dziewczyna wyglądała na zmartwioną. Miałem właśnie ją przeprosić, kiedy za jej plecami dostrzegłem cień dwóch sylwetek.
-Matko, widzisz ktoś podpalił chyba coś na strychu...- Z gęstego dymu wyłoniły się Luiza i moja mama. Kiedy dostrzegły mnie i Merry, mina mojej siostry wyrażała bezkresne zdumienie i wściekłość, ale trwało to tylko przez chwilę.
-Amadeuszu, co ty tu robisz? - Rodzicielka spojrzała na mnie zdziwiona.
-Eee.... - Zatkało mnie.
-Mamo! A może to Amadeusz albo ta jego koleżanka chcieli podpalić dom? Albo nawet niechcący, w końcu ani mój brat, ani ta obca dziewczyna nie znają się zbyt dobrze na magii. Myślę, że powinni, jak najszybciej opuścić naszą wioskę, bo przez nich może stać się jakaś katastrofa. - Luiza zgrywała dobrą córeczkę, równocześnie próbując zwalić winę na mnie. Lu uśmiechała się do mnie zgryźliwie.
- Amadeuszu, wyjaśnisz mi co to wszystko ma znaczyć? - Matka patrzyła na mnie zimnymi oczyma.
- To, nie taak, jak myślisz mamo... - Powiedziałem cicho.
[Merry?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz