Jest w roku jeden taki jesienny dzień, kiedy to ludzkie dzieci przebrane za różne stwory, chodzą od jednego domu do drugiego i zbierają słodycze. O dziwo dorośli zazwyczaj jakieś im dają. Pewnego roku, sama chciałam dołączyć do tych maluchów i zebrać mnóstwo cukierków i innych pyszności. Postanowiłam, że wieczorem, kiedy już będę pod postacią demona, zacznę chodzić po domach w poszukiwaniu słodyczy.
***
Jest ciepły, październikowy wieczór, a ja w perspektywie mam wizję pełnej torby przeróżnych smakołyków. Już nie mogę się doczekać.Na myśl o tych wszystkich kolorowych lizakach, mięciutkich żelkach, czekoladowych pralinkach i lukrowanych ciasteczkach, cieknie mi ślinka. Udałam się do ciemnego zaułka, gdzie w towarzystwie fioletowego blasku zmieniłam się w demoniczną kobietę. Jednak, by mój halloween'owy strój był pełny, potrzebowałam trochę dramatycznych szczegółów. Sztucznej krwi! Na szczęście przygotowałam się i teraz musiałam tylko ją nanieść w jakieś strategiczne miejsca. Tylko gdzie? Wychyliłam się zza muru, który odgradzał mnie od zgiełku miasta i wypatrzyłam niewielką grupkę dzieci poprzebieranych za zombie, wampiry i psychopatów z różnym ostrymi narzędziami. Sztuczną krew miały praktycznie wszędzie. Postanowiłam upaćkać na czerwono swoją włócznię, rozmazałam trochę tej sztucznej posoki na twarzy i ubraniu. Myślę, że powinnam wyglądać, jak te dzieciaki. Był jeden malutki problem... Mój wiek. Raczej nie wyglądałam na dziecko. Ale to nic, jest halloween, więc mogę sobie zbierać cukierki, jak wszyscy. Ruszyłam na łowy. Zapukałam do pierwszych drzwi. Otworzyła mi starsza kobieta. Uśmiechnęłam się.
-Zbieram cukierki w ramach halloween! Da pani trochę? - Nie wiem w sumie, czy tak powinno się mówić, ale to raczej nie robi różnicy, prawda?
-AAAA!- Pani zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. To nie było miłe. Obeszłam kilka następnych domów, wszędzie reakcja ludzi była podobna. Niektórzy nawet grozili mi, że wezwą policję. Zrobiło mi się smutno. Nagle usłyszałam, jak obok mnie przechodzi grupka dzieciaków, które śmieją się i zadowolone niosą pełne torby słodyczy. Ej, ja też chcę chociaż trochę skorzystać z halloween.
- Ale masz wypasiony kostium! - Jeden chłopiec wskazał na mnie palcem. - Chodź z nami zbierać cukierki, na pewno się ciebie wystraszą i oddadzą nam wszystkie słodycze z domu. - Pociągnął mnie za rękę i podniecony skakał dookoła mnie, jak szczeniaczek.
-No dobrze. - Wykrztusiłam zaskoczona.
-Jak masz na imię?
-Gabrielle. - Odparłam, zadowolona, że być może te dzieciaki pozwolą mi na wyżerkę.
Dotarliśmy do pierwszego domu, gdzie otworzył nam jakiś dziadek.
-Cukierek albo psikus! - Dzieciaki wydarły się. Starszy pan zniknął na chwilę w głębi domu i powrócił z wielką torbą słodyczy, którą rozdzielił po równo dla każdego z nas.
-Oh, widzę, że macie uroczą opiekunkę, która wam pomaga zbierać słodycze? - Uśmiechnął się do mnie, wsypał trochę cukierków do mojej torebki i puścił do mnie oko.
-Haha, dziękujemy! - Odparłam.
-Tak, Gabrielle naprawdę nam pomaga. - Dzieci uśmiechnęły się uroczo.
Tak minęło mi moje pierwsze Halloween. Zebrałam ogromną torbę słodyczy, a więc osiągnęłam swój cel i w dodatku poznałam małych przyjaciół, którzy nie widzieli we mnie potwora, a towarzysza zabawy. To było świetne przeżycie!
Wytłumaczenie: Wpadłam na pomysł, że z okazji halloween ( w sumie go zbytnio nie uznaję, ale co tam) napiszę taki bonusik od siebie. Jeśli ktoś ma ochotę i czas, zachęcam niech napisze coś od siebie. A przy okazji chciałam, żeby coś na tym blogu się pojawiło w dniach, kiedy mało kto jest aktywny.
Pozdrawiam wszystkich tymbarkocholiczka :)
31 października 2015
31 października 2015
Od Amadeusza c.d. Merry
Widziałem ciemność i nic nie czułem, ale powoli zacząłem wracać do świadomości. Usłyszałem szum powietrza. Poczułem nocny chłód. W nos i usta pełne miałem gryzącego dymu. Wreszcie ujrzałem rozmazany obraz płonącego budynku. Zerwałem się. Poczułem dziwne ukłucia, które okazały się pochodzić od pojedynczych słomek siana. Co? Jakiego znowu siana? Zerknąłem na to, na czym siedziałem. Znajdowałem się na wielkim stosie siana, którego sterta wyrosła tuż pod moim domem z niewiadomych powodów. A gdzie jest Merry!?
-Merry! - Wydarłem się, jednak mój krzyk skończył się jednym wielkim napadem kaszlu spowodowanego wszechobecnym, gęstym dymem.
-Tu jestem.- Dziewczyna wyłoniła się z czarnej otchłani. Widocznie też leżała na tym sianie.
-Całe szczęście. Co się w ogóle wydarzyło? - Spojrzałem na nią lekko zdezorientowany.
-Cóż, twoja siostra chciała nas spalić żywcem, więc podpaliła strych. W takiej sytuacji zostałam zmuszona do podjęcia ryzykownego działania, by stamtąd nas wydostać i skonstruowałam prowizoryczną linę z tego co znalazłam. Niestety nie zadała ona testów wytrzymałościowych i wylądowaliśmy na... stogu siana.- Merry uśmiechnęła się niepewnie.
-Co? - Zamurowało mnie. Potrząsnąłem głową.- Masz na myśli, że siano uratowało nam życie?
-Można tak powiedzieć. - Moja przyjaciółka przytaknęła.
- Wow... Myślisz, że ktoś nam w to uwierzy?- Uniosłem kąciki ust w mimowolnym uśmiechu.
- Możliwe, że nie. - Roześmialiśmy się. Nagle zdałem sobie sprawę, że kiedy szedłem za dziewczynami na strych, możliwe, że Stefan dreptał gdzieś za mną. A co jeśli coś mu się stało? Ta myśl spowodowała, że natychmiast poderwałem się na równe nogi. Jednak zachwiałem się, straciłem równowagę i runąłem w dół. Kiedy tak sobie koziołkowałem po tym sianie, stwierdziłem, że układa się ono w gigantyczną górę, ponieważ spadałem i spadałem. W końcu poczułem twardą ziemię i ostry ból w przedramieniu. Cholera, chyba złamałem sobie rękę.
-Amadeusz! Nic ci nie jest?! - Merry powoli zeszła z tej góry siana.
-Mi nic, ale muszę natychmiast odnaleźć Stefka.- Zanim dokończyłem zdanie, już biegłem w kierunku domu. Wbiegłem na ostatnie piętro i ruszyłem do swojego pokoju. Rudego tam nie było.
-Cholera, cholera! Stefan gdzie jesteś? - Natychmiast popędziłem w kierunku łazienki. Usłyszałem szum wody. Zajrzałem do toalety, a tam mój kocur w najlepsze bawił się wkładając łapkę pod strumień wody, która lała się z kranu.
-Oh, Stefcio! Ty żyjesz!- Wziąłem go na ręce i mocno przytuliłem. Miauknął , wyrwał się z moich objęć i wskoczył na ramię, wbijając głęboko pazurki. Odczułem mimowolnie ulgę, kiedy poczułem znajome szczypanie w okolicach barku. Na korytarzu było strasznie dużo dymu. Moja ręka pulsowała tępym bólem. Usłyszałem szybkie kroki i zdyszany głos. Przede mną wyłoniła się Merry.
-John! Nie uciekaj tak sobie. Co ty wyprawiasz? Przecież w każdej chwili coś może się tu zawalić?- Dziewczyna wyglądała na zmartwioną. Miałem właśnie ją przeprosić, kiedy za jej plecami dostrzegłem cień dwóch sylwetek.
-Matko, widzisz ktoś podpalił chyba coś na strychu...- Z gęstego dymu wyłoniły się Luiza i moja mama. Kiedy dostrzegły mnie i Merry, mina mojej siostry wyrażała bezkresne zdumienie i wściekłość, ale trwało to tylko przez chwilę.
-Amadeuszu, co ty tu robisz? - Rodzicielka spojrzała na mnie zdziwiona.
-Eee.... - Zatkało mnie.
-Mamo! A może to Amadeusz albo ta jego koleżanka chcieli podpalić dom? Albo nawet niechcący, w końcu ani mój brat, ani ta obca dziewczyna nie znają się zbyt dobrze na magii. Myślę, że powinni, jak najszybciej opuścić naszą wioskę, bo przez nich może stać się jakaś katastrofa. - Luiza zgrywała dobrą córeczkę, równocześnie próbując zwalić winę na mnie. Lu uśmiechała się do mnie zgryźliwie.
- Amadeuszu, wyjaśnisz mi co to wszystko ma znaczyć? - Matka patrzyła na mnie zimnymi oczyma.
- To, nie taak, jak myślisz mamo... - Powiedziałem cicho.
[Merry?]
-Merry! - Wydarłem się, jednak mój krzyk skończył się jednym wielkim napadem kaszlu spowodowanego wszechobecnym, gęstym dymem.
-Tu jestem.- Dziewczyna wyłoniła się z czarnej otchłani. Widocznie też leżała na tym sianie.
-Całe szczęście. Co się w ogóle wydarzyło? - Spojrzałem na nią lekko zdezorientowany.
-Cóż, twoja siostra chciała nas spalić żywcem, więc podpaliła strych. W takiej sytuacji zostałam zmuszona do podjęcia ryzykownego działania, by stamtąd nas wydostać i skonstruowałam prowizoryczną linę z tego co znalazłam. Niestety nie zadała ona testów wytrzymałościowych i wylądowaliśmy na... stogu siana.- Merry uśmiechnęła się niepewnie.
-Co? - Zamurowało mnie. Potrząsnąłem głową.- Masz na myśli, że siano uratowało nam życie?
-Można tak powiedzieć. - Moja przyjaciółka przytaknęła.
- Wow... Myślisz, że ktoś nam w to uwierzy?- Uniosłem kąciki ust w mimowolnym uśmiechu.
- Możliwe, że nie. - Roześmialiśmy się. Nagle zdałem sobie sprawę, że kiedy szedłem za dziewczynami na strych, możliwe, że Stefan dreptał gdzieś za mną. A co jeśli coś mu się stało? Ta myśl spowodowała, że natychmiast poderwałem się na równe nogi. Jednak zachwiałem się, straciłem równowagę i runąłem w dół. Kiedy tak sobie koziołkowałem po tym sianie, stwierdziłem, że układa się ono w gigantyczną górę, ponieważ spadałem i spadałem. W końcu poczułem twardą ziemię i ostry ból w przedramieniu. Cholera, chyba złamałem sobie rękę.
-Amadeusz! Nic ci nie jest?! - Merry powoli zeszła z tej góry siana.
-Mi nic, ale muszę natychmiast odnaleźć Stefka.- Zanim dokończyłem zdanie, już biegłem w kierunku domu. Wbiegłem na ostatnie piętro i ruszyłem do swojego pokoju. Rudego tam nie było.
-Cholera, cholera! Stefan gdzie jesteś? - Natychmiast popędziłem w kierunku łazienki. Usłyszałem szum wody. Zajrzałem do toalety, a tam mój kocur w najlepsze bawił się wkładając łapkę pod strumień wody, która lała się z kranu.
-Oh, Stefcio! Ty żyjesz!- Wziąłem go na ręce i mocno przytuliłem. Miauknął , wyrwał się z moich objęć i wskoczył na ramię, wbijając głęboko pazurki. Odczułem mimowolnie ulgę, kiedy poczułem znajome szczypanie w okolicach barku. Na korytarzu było strasznie dużo dymu. Moja ręka pulsowała tępym bólem. Usłyszałem szybkie kroki i zdyszany głos. Przede mną wyłoniła się Merry.
-John! Nie uciekaj tak sobie. Co ty wyprawiasz? Przecież w każdej chwili coś może się tu zawalić?- Dziewczyna wyglądała na zmartwioną. Miałem właśnie ją przeprosić, kiedy za jej plecami dostrzegłem cień dwóch sylwetek.
-Matko, widzisz ktoś podpalił chyba coś na strychu...- Z gęstego dymu wyłoniły się Luiza i moja mama. Kiedy dostrzegły mnie i Merry, mina mojej siostry wyrażała bezkresne zdumienie i wściekłość, ale trwało to tylko przez chwilę.
-Amadeuszu, co ty tu robisz? - Rodzicielka spojrzała na mnie zdziwiona.
-Eee.... - Zatkało mnie.
-Mamo! A może to Amadeusz albo ta jego koleżanka chcieli podpalić dom? Albo nawet niechcący, w końcu ani mój brat, ani ta obca dziewczyna nie znają się zbyt dobrze na magii. Myślę, że powinni, jak najszybciej opuścić naszą wioskę, bo przez nich może stać się jakaś katastrofa. - Luiza zgrywała dobrą córeczkę, równocześnie próbując zwalić winę na mnie. Lu uśmiechała się do mnie zgryźliwie.
- Amadeuszu, wyjaśnisz mi co to wszystko ma znaczyć? - Matka patrzyła na mnie zimnymi oczyma.
- To, nie taak, jak myślisz mamo... - Powiedziałem cicho.
[Merry?]
25 października 2015
Przeprosiny
Na pewno zauważyliście znaczny spadek mojej aktywności na blogu w ciągu tego i zeszłego miesiąca. Bardzo przepraszam, jednak nowa szkoła wysysa ze mnie wszelki czas wolny.
Mój stan nieobecności będzie się utrzymywał najprawdopodobniej przez cały rok szkolny z przerwami na ferie, długie weekendy itp. W żadnym wypadku nie umarłam ani nie zapomniałam o blogu - nadal chcę go kontynuować i rozwijać. Po prostu nie będę mogła pisać opowiadań tak często jak kiedyś.
Bardzo mi miło, że mimo zastoju nadal niektórzy piszą, a nowi członkowie się zgłaszają. (':
Tymczasowo blog nie będzie technicznie rozwijany ale mam nadzieję, że niedługo życie da mi szansę to zmienić. Oczywiście nadal możecie prowadzić sesje, a kandydaci na członków mogą zgłaszać się do mnie.
Powodzenia i pozdrowienia, śle Phantom. ;)
Mój stan nieobecności będzie się utrzymywał najprawdopodobniej przez cały rok szkolny z przerwami na ferie, długie weekendy itp. W żadnym wypadku nie umarłam ani nie zapomniałam o blogu - nadal chcę go kontynuować i rozwijać. Po prostu nie będę mogła pisać opowiadań tak często jak kiedyś.
Bardzo mi miło, że mimo zastoju nadal niektórzy piszą, a nowi członkowie się zgłaszają. (':
Tymczasowo blog nie będzie technicznie rozwijany ale mam nadzieję, że niedługo życie da mi szansę to zmienić. Oczywiście nadal możecie prowadzić sesje, a kandydaci na członków mogą zgłaszać się do mnie.
Powodzenia i pozdrowienia, śle Phantom. ;)
23 października 2015
Od Merry cd. Amadeusz
Dziewczyna odwróciła się.
-Naprawdę tak sądzisz, braciszku? - jej oczy błysnęły w ciemnościach. -Coś mi mówi, że nie poradzisz sobie w takich ciemnościach.
-Doprawdy?- odezwał się cichy, chrapliwy głos.
Bez żadnego źródła światła, jej uśmiech był jeszcze bardziej przerażający.
-Oświecę cię więc.
Przez pewną straszną chwilę myślałam, że wywoła wielki błysk, który nas oślepi.
Ale jej pomysł okazał się gorszy w skutkach.
-Ignis!- krzyknęła i zeskoczyła z drabinki.
Stara drewniana podłoga szybko się zajęła.
Adrenalina zastąpiła zmęczenie.
Pisnęłam ze strachu i podbiegłam do mojego przyjaciela.
Był nieprzytomny, ale słyszałam bicie jego serca.
Zastanowiłam się co mogę zrobić. Na pewno muszę zachować zimną krew.
-Łatwo powiedzieć. -mruknęłam.
Tak naprawdę byłam na skraju załamania nerwowego.
Nie wiedziałam co mam zrobić, a trzask płomieni przypominał mi jak mało mam czasu.
Trzasnęłam w twarz przyjaciela w rozpaczy. Nie obudził się.
Wyjrzałam przez okno.
Czwarte piętro.
Nagle wpadł mi do głowy głupi pomysł.
Dopadłam szafy i wyciągnęłam kilka zwykle bezużytecznych rzeczy.
Szelki dla psa, sznurek na bieliznę, prześcieradła, ubrania i ręczniki.
Zawiązałam sobie jakąś sukienkę na twarzy, by się nie udusić.
Owinęłam ręcznikami blondyna i zapięłam na nim szelki.
Do szelek przywiązałam sznurek do prania.
Wyrzuciłam na zewnątrz pozostałą zawartość szafy.
Zaczęłam spuszczać Amadeusza. Przy drugim piętrze coś nieprzyjemnie chrupnęło, a lina na bieliznę się rozerwała.
Chciałam wymyśleć jakiś sprytny sposób na bezpieczne zejście, ale nieludzki ból przeszył moje plecy.
Skoczyłam z okna w ciemność.
Kiedyś wnuczęta Luizy, będą śmiać się z sposobu w jaki zapewne umrę. Ale przynajmniej nie jest aż tak źle, bo spalenie żywcem zajmuje wyższą pozycję w liście "Jak na pewno nie chcę umrzeć"...
(Amadeusz?
Lista jak na pewno nie chcę umrzeć :-D)
-Naprawdę tak sądzisz, braciszku? - jej oczy błysnęły w ciemnościach. -Coś mi mówi, że nie poradzisz sobie w takich ciemnościach.
-Doprawdy?- odezwał się cichy, chrapliwy głos.
Bez żadnego źródła światła, jej uśmiech był jeszcze bardziej przerażający.
-Oświecę cię więc.
Przez pewną straszną chwilę myślałam, że wywoła wielki błysk, który nas oślepi.
Ale jej pomysł okazał się gorszy w skutkach.
-Ignis!- krzyknęła i zeskoczyła z drabinki.
Stara drewniana podłoga szybko się zajęła.
Adrenalina zastąpiła zmęczenie.
Pisnęłam ze strachu i podbiegłam do mojego przyjaciela.
Był nieprzytomny, ale słyszałam bicie jego serca.
Zastanowiłam się co mogę zrobić. Na pewno muszę zachować zimną krew.
-Łatwo powiedzieć. -mruknęłam.
Tak naprawdę byłam na skraju załamania nerwowego.
Nie wiedziałam co mam zrobić, a trzask płomieni przypominał mi jak mało mam czasu.
Trzasnęłam w twarz przyjaciela w rozpaczy. Nie obudził się.
Wyjrzałam przez okno.
Czwarte piętro.
Nagle wpadł mi do głowy głupi pomysł.
Dopadłam szafy i wyciągnęłam kilka zwykle bezużytecznych rzeczy.
Szelki dla psa, sznurek na bieliznę, prześcieradła, ubrania i ręczniki.
Zawiązałam sobie jakąś sukienkę na twarzy, by się nie udusić.
Owinęłam ręcznikami blondyna i zapięłam na nim szelki.
Do szelek przywiązałam sznurek do prania.
Wyrzuciłam na zewnątrz pozostałą zawartość szafy.
Zaczęłam spuszczać Amadeusza. Przy drugim piętrze coś nieprzyjemnie chrupnęło, a lina na bieliznę się rozerwała.
Chciałam wymyśleć jakiś sprytny sposób na bezpieczne zejście, ale nieludzki ból przeszył moje plecy.
Skoczyłam z okna w ciemność.
Kiedyś wnuczęta Luizy, będą śmiać się z sposobu w jaki zapewne umrę. Ale przynajmniej nie jest aż tak źle, bo spalenie żywcem zajmuje wyższą pozycję w liście "Jak na pewno nie chcę umrzeć"...
(Amadeusz?
Lista jak na pewno nie chcę umrzeć :-D)
22 października 2015
Od Amadeusza c.d. Merry
Obudziłem się. Spojrzałem na zegarek stojący obok łóżka. Była pierwsza w nocy. Poczułem, że uciska mnie pęcherz, więc postanowiłem pójść do toalety. Kiedy załatwiłem swoją potrzebę i już chciałem wychodzić z łazienki, usłyszałem kroki na korytarzu. Uchyliłem delikatnie drzwi i dostrzegłem dwie postacie. Jednak z racji tego, że było ciemno i wszystkie światła były zgaszone nie mogłem zorientować się z kim mam do czynienia. Aczkolwiek mogłem się domyślać, że była to Merry i... jeszcze jakaś dziewczęca postać, gdyż obie były drobnej postury i wychodziły z pokoju gościnnego, w którym spała moja koleżanka. Postanowiłem je śledzić. Obawiałem się, że tą drugą postacią może okazać się moja "kochana" siostrzyczka. Kiedy zniknęły za rogiem, powoli, stąpając na paluszkach ruszyłem za nimi. Wspinaliśmy się na coraz wyższe kondygnacje naszego okazałego domostwa. W końcu dziewczyny zniknęły za włazem prowadzącym na strych. Ustawiłem się na drabince prowadzącej na poddasze i i delikatnie uchyliłem klapę w suficie, by widzieć co się dzieje. Zapaliła się lampa, która oświetliła całe pomieszczenie. Teraz mogłem wyraźnie rozpoznać Merry i Luzię. Dobrze, że ruszyłem za nimi, bo czuję, że nic miłego z tego nie wyniknie. Uważnie przysłuchiwałem się słowom mojej siostry. Nie bardzo przejęły mnie jej ironiczne opinie na mój temat. Przeraziło mnie natomiast to, co zamierzała zrobić Merry i gdyby nie to,że akurat się na nie natknąłem na korytarzu, to prawdopodobnie zachodziłbym w głowę, dlaczego dziewczyna wyjechała. W przypływie nagłego impulsu rzuciłem na Merry i na siebie najsilniejsze zaklęcie ochronne, jakie znałem. Nie wiem,na ile będzie skuteczne w starciu z magią Lu, ale mam nadzieję, że coś pomoże.
- A teraz ostatnia lekcja magii. - znów śmiech - Pamiętasz twoje zaklęcie? To jego ułatwiona wersja. Nie siły na typ D. - Kiedy moja siostra wypowiedziała te przerażające słowa, postanowiłem działać.
-Ignis!- Szepnąłem i spróbowałem wygramolić się na strych, jednak potknąłem się i kula ognia zamiast trafić w okolice mojej siostry, trafiła w lampę, która natychmiast zgasła i zapanował mrok, ja natomiast wylądowałem na Merry.
-Au... - Jęknęła cicho pod wpływem mojego ciężaru. Natychmiast podskoczyłem i ujrzałem niebieski błysk, to Lu rzuciła zaklęcie, który trafiło prosto we mnie. Zwaliłem się ciężko na ziemię i na chwilę ogarnęła mnie totalna pustka. Nic nie widziałem, nie słyszałem ani nie czułem. Nagle poczułem jakbym się oderwał od ziemi. Spostrzegłem moją siostrę, która roznieciła płomień by móc cokolwiek dostrzec w ciemności i wpatrywała się tępo w ... No właśnie patrzyła na moje nieprzytomne ciało. Spanikowałem. Matko, ja nie żyję! Moja głupia siostra mnie zabiła, zamiast zabić Merry! Ale po chwili poczułem, że moje serce nadal bije. Chyba jednak zaklęcie ochronne, które rzuciłem na siebie i swoją koleżankę, podziałało i złagodziło moc zaklęcie Lu, dzięki czemu jeszcze żyję... Jakoś.
-Coś ty zrobiła? Zabiłaś własnego brata! - Merry spoglądała na moje ciało ze łzami w oczach.
-Cicho! Ten idiota żyje... Jaka szkoda. - Lu kopnęła mnie i ruszyła w kierunku wyjścia. Musiałem ją zatrzymać i oddać w ręce matki, takie zachowanie nie może być raczej tolerowane w naszym rodzie.
Amadeusz, weź się w garść. Skupiłem się na swoim ciele i siłą woli zmusiłem do powrotu. Przez chwilę znowu zapadłem się w pustkę, ale równie szybko otworzyłem oczy i odparłem:
-Lu to twój koniec.
[Merry?]
- A teraz ostatnia lekcja magii. - znów śmiech - Pamiętasz twoje zaklęcie? To jego ułatwiona wersja. Nie siły na typ D. - Kiedy moja siostra wypowiedziała te przerażające słowa, postanowiłem działać.
-Ignis!- Szepnąłem i spróbowałem wygramolić się na strych, jednak potknąłem się i kula ognia zamiast trafić w okolice mojej siostry, trafiła w lampę, która natychmiast zgasła i zapanował mrok, ja natomiast wylądowałem na Merry.
-Au... - Jęknęła cicho pod wpływem mojego ciężaru. Natychmiast podskoczyłem i ujrzałem niebieski błysk, to Lu rzuciła zaklęcie, który trafiło prosto we mnie. Zwaliłem się ciężko na ziemię i na chwilę ogarnęła mnie totalna pustka. Nic nie widziałem, nie słyszałem ani nie czułem. Nagle poczułem jakbym się oderwał od ziemi. Spostrzegłem moją siostrę, która roznieciła płomień by móc cokolwiek dostrzec w ciemności i wpatrywała się tępo w ... No właśnie patrzyła na moje nieprzytomne ciało. Spanikowałem. Matko, ja nie żyję! Moja głupia siostra mnie zabiła, zamiast zabić Merry! Ale po chwili poczułem, że moje serce nadal bije. Chyba jednak zaklęcie ochronne, które rzuciłem na siebie i swoją koleżankę, podziałało i złagodziło moc zaklęcie Lu, dzięki czemu jeszcze żyję... Jakoś.
-Coś ty zrobiła? Zabiłaś własnego brata! - Merry spoglądała na moje ciało ze łzami w oczach.
-Cicho! Ten idiota żyje... Jaka szkoda. - Lu kopnęła mnie i ruszyła w kierunku wyjścia. Musiałem ją zatrzymać i oddać w ręce matki, takie zachowanie nie może być raczej tolerowane w naszym rodzie.
Amadeusz, weź się w garść. Skupiłem się na swoim ciele i siłą woli zmusiłem do powrotu. Przez chwilę znowu zapadłem się w pustkę, ale równie szybko otworzyłem oczy i odparłem:
-Lu to twój koniec.
[Merry?]
15 października 2015
Od Merry cd. Amadeusz
W pierwszej chwili totalnie nie wiedzialam co powiedzieć. Gdy wcześniej to sobie wyobrażałam przygotowałam kilka odpowiedzi, ale akurat teraz wszystkie wyleciały mi z głowy.
-Yy... To nic takiego. Tylko... powierzchnia rana.
Tym razem to chłopak podniósł brwi do góry.
-Żartujesz? To musi cholernie boleć.
Przygryzlam wargę. Trafnie to ujął.
-Bez przesady. - mruknęłam bez przekonania.
-Nie wiedziałem... Ze ona. No wiesz.
-Nie zadręczaj się, Ami. Tez nie wiedzialam nie rozwalenie jej pokoju i całego dnia może ja zdenerwować.
Na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech.
-Co takiego zrobiłaś?
Tez się uśmiechnęłam.
-Noo, malowały sobie paznokcie jakimś rozowym lakierem. Było uchylone okno. Poćwiczyłam celność.
Roześmiał się, ale zaraz spoważnał.
-Pokaż tę ranę.
Niechętnie, zgodziłam się.
W sumie nie miałam na to logicznego wyjaśnienia, ale czułam się dumna, że nie pozwoliłam ani jej ani jej nowiutkie przyjaciółce się tknąć.
A skoro mama John'a uznała, że to zbyt poważna rana ,by zajmować się nią w domu, więc pewnie i tak nic ,by nie zdziałały.
-Yy... To nic takiego. Tylko... powierzchnia rana.
Tym razem to chłopak podniósł brwi do góry.
-Żartujesz? To musi cholernie boleć.
Przygryzlam wargę. Trafnie to ujął.
-Bez przesady. - mruknęłam bez przekonania.
-Nie wiedziałem... Ze ona. No wiesz.
-Nie zadręczaj się, Ami. Tez nie wiedzialam nie rozwalenie jej pokoju i całego dnia może ja zdenerwować.
Na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech.
-Co takiego zrobiłaś?
Tez się uśmiechnęłam.
-Noo, malowały sobie paznokcie jakimś rozowym lakierem. Było uchylone okno. Poćwiczyłam celność.
Roześmiał się, ale zaraz spoważnał.
-Pokaż tę ranę.
Niechętnie, zgodziłam się.
***
Upokorzona do granic możliwości, stałam w kolejce do jakieś niby "przyjaznego " uzdrowiciela.
Amadeusz uparł się ,ze musimy to zrobić zanim wyruszymy w drogę.
"Z magicznymi ranami tak juz jest. Pierwsze godziny sa najważniejsze" i bla bla bla.
Czułam się jak idiotka.
Przyjechała ze mną chyba cała rodzina Johnsonów i Jullietta na dokładkę.
Miałam naprawdę dosyć tego dnia, tej całej Lu i przede wszystkim Julie.
Mimo naszej dawnej przyjaźni nie pozwoliłam jej spróbować uleczyć moich ran.
Wiedziałam, że jej mama jest zawodową
uzdrowicielką, ale...W sumie nie miałam na to logicznego wyjaśnienia, ale czułam się dumna, że nie pozwoliłam ani jej ani jej nowiutkie przyjaciółce się tknąć.
A skoro mama John'a uznała, że to zbyt poważna rana ,by zajmować się nią w domu, więc pewnie i tak nic ,by nie zdziałały.
***
Od początku życia moje uczucia nie były rozumiane, a wręcz uznawane za słabość.
I choć nienawidziłam tego, jeszcze bardziej nie cierpiałam czuć się słaba.
A tak właśnie się wtedy czułam.
Leżałam w łóżku, praktycznie bez sił. Zastanawiałam się jak to jest. Przecież to uzdrowiciel zużywa energię ,ze uzdrawia prawda?
Więc czemu do jasnej cholerci, to ja jestem wycieńczona?!
Westchnęłam i przewróciłam się na drugi bok, kierując swoje myśli na inny tor.
Mianowicie: wczoraj.
Wczoraj było jeszcze godzinę temu, choć wydaje się jakby minęło już wiele tygodni.
To wczoraj dowiedziałam się , że jadę na "wakacje" w góry.
-Śpisz?- moje rozmyślania przerwal ostry glos.
-Idz, sobie Lu.
-Nie. Wstawaj.
Mój mózg nie zarejestrowal dziwnosci faktu, że ona mnie odwiedziła.
- Nie mam siły. - odpowiedziałam całkowicie szczerze.
Przewróciła oczami i pstryknęla.
Poczułam zimno.
Otworzyłam oczy i zdalam sobie sprawę ,ze nie jestem już pod pierzynką.
Moje nogi poruszały się same i prowadziły mnie za siostrą mojego przyjaciela.
Po chwili znalazłyśmy na strych.
Było tu małe, nowiutkie łóżko z niebieską pościelą.
Prawie czułam jak tam musi być ciepło.
Spróbowałam zmusić swoje ciało ,by weszło pod kołdrę, ale w tym stanie nie byłabym przeciwstawić się choćby woli królika.
Lu zaśmiała się i posadziła mnie na łóżku.
-Myślałam, że wpadniesz na to wcześniej.
Na co?
-Hmm-mm?
Roześmiała się jeszcze głośniej.
-Jesteś tak głupia jak mój brat, wiesz? I pomyśleć ,że to mój bliźniak. - westchnęła z udawaną troską. - Biedaczek.
- Hm?
Wyprostowala się i spojrzala mi oczy.
-Za głupotę się płaci. Szczerze mówiąc myślałam, że zginiesz stojąc na tamtym zapalonym drzewie. Ale cóż, trudno. Zabije cię tutaj, opadającą z sił.
Zebrałam myśli i skupiłam się na wyraźnym mówieniu.
- Twój brat Ci tego nie odpuści.
Wybuchnela śmiechem.
- Widzisz to? - pokazała mi jakąś kartkę. - To twoje przeprosiny, że wyjechałaś do siebie.
Spojrzałam na podpis. Był nieoryginalny, któraś z dawnych przyjaciółek na pewno rozpoznałaby fałszerstwo, ale Amadeusz nawet nie widział nigdy jak się podpisuje.
Westchnęłam.
- Tak wiec widzisz, Merry. Wygrałam.
- Dlaczego tak chcesz się mnie pozbyć?
-Przez ciebie mój brat mógłby stać się lepszy ode mnie. Nie mogę na to pozwolić.
Nie widziałam związku między tymi sprawami, ale już dawno przestałam rozumieć motywy Lu.
- A teraz ostatnia lekcja magii. - znów śmiech - Pamiętasz twoje zaklęcie? To jego ułatwiona wersja. Nie siły na typ D.
Co?
-Dobranoc.
(Amadeusz?)
3 października 2015
Od Amadeusza c.d. Merry
Dziewczyna wyglądała naprawdę mizernie.
- Chodź do mojego pokoju, tam cię opatrzę.- Wskazałem ręką na długi korytarz,który prowadził do mojej sypialni. Merry ruszyła powoli za mną.
-Te rany to raczej nic poważnego...- Próbowała się chyba wymigać, ale ja uparcie szedłem przed siebie. Dotarliśmy do mojego pokoju, gdzie Merry usiadła na krześle, a ja stanąłem przed nią.
-Od czego mam zacząć? - Spojrzałem znacząco na jej ramiona.
-Może od ud? Przez to, że twoja siostra wylała na mnie "niechcący" zupę, jestem tam trochę poparzona. - Zerknęła na brzydkie ślady po oparzeniach widniejące na gołych udach.
-No dobra. Wydają się być niezbyt poważne, więc spróbuje je trochę podleczyć magią, a potem założę opatrunek. - Spojrzałem na Merry, która kiwnęła głową na znak, że się zgadza. Stefan kręcił się po pokoju i głośno miauczał. Dziwne. Wziąłem się do roboty.
-Cure!- Przyłożyłem dłonie do poparzeń i magia zrekonstruowała niewielką część poparzonej skóry. Spróbowałem jeszcze raz. Mimo to efekt był kiepski. Uda wyglądały odrobinę lepiej niż wcześniej, jednak nadal daleko im było do zdrowia. Spod łóżka wyciągnąłem apteczkę, która zadziwiająco często przydawała mi się podczas moich ćwiczeń. Merry spojrzała na mnie zdziwiona.
-Trzymasz apteczkę pod łóżkiem?- Jej brew powędrowała ku górze.
-Noo... Taak. Czasami zdarzył mi się jakiś malutki wypadek przy ćwiczeniach zaklęć.- Grzebałem w zawartości pojemnika, w poszukiwaniu jałowego opatrunku i żelu chłodzącego na oparzenia. - Ale wiesz, to było dawno, kiedy dopiero zaczynałem.
-Rozumiem, że teraz już ci się to nie zdarza? - Dziewczyna się uśmiechnęła.
-Oczywiście, że nie. - No może raz na miesiąc, do tego nie mam zamiaru się przyznać.
-Tak, jak myślałam. - Widać,że Merry umie docenić moją moc, chociaż przy tej pochwale, jakoś dziwnie się uśmiechała. Nieważne. Zacząłem opatrywać oparzenia. Moja koleżanka cicho syknęła, przy zetknięciu się materiału z uszkodzoną skórą. Gdy skończyłem odchyliłem się, żeby zobaczyć efekt końcowy. Nie wyszło źle. W zakładaniu opatrunków jestem mistrzem. Nagle Stefan głośno syknął i w chwilę później zdążyłem zauważyć jak ruda kula leci w moim kierunku. Poczułem kocie pazury na twarzy. Z tyłu usłyszałem skrzek papugi. Oho, kot Opal, znaczy teraz papuga Opal, wpadł przez okno. Stefek strasznie go nie lubił, bo jeszcze kiedy był papugą, a Opal kotem ten drugi mu dokuczał i ciągle go ścigał. Poczułem, że tyłu mojej głowy uczepiła się głośno hałasująca papuga. Przez masowy atak zwierzaków na moją osobę straciłem równowagę i padłem jak długi na podłogę. Usłyszałem śmiech Merry.
-Z czego się śmiejesz? To nie jest śmieszne, to zamach na moją osobę. - Odparłem nadal leżąc na podłodze z zamkniętymi oczami. Cała twarz mnie szczypała od pazurów Stefana.
-Ale wiesz, jak to śmiesznie wygląda z mojej perspektywy? - Poczułem, że dziewczyna stoi nade mną. Otworzyłem jedno oko. Miała wyciągniętą dłoń. Złapałem ją. Podciągnęła mnie do góry.
-Ależ ty ciężki Amadeuszu... Przejdź no, na jakąś dietę. - Spojrzała na mnie krytycznie, ale zaraz się uśmiechnęła. Moje spojrzenie padło na jej brzuch, na którym widniała wielka, czarna powierzchnia praktycznie zwęglonej skóry.
-Merry! Co ona ci zrobiła...- Wyszeptałem, wpatrując się przerażony w odsłonięty bok dziewczyny.
[Merry?]
- Chodź do mojego pokoju, tam cię opatrzę.- Wskazałem ręką na długi korytarz,który prowadził do mojej sypialni. Merry ruszyła powoli za mną.
-Te rany to raczej nic poważnego...- Próbowała się chyba wymigać, ale ja uparcie szedłem przed siebie. Dotarliśmy do mojego pokoju, gdzie Merry usiadła na krześle, a ja stanąłem przed nią.
-Od czego mam zacząć? - Spojrzałem znacząco na jej ramiona.
-Może od ud? Przez to, że twoja siostra wylała na mnie "niechcący" zupę, jestem tam trochę poparzona. - Zerknęła na brzydkie ślady po oparzeniach widniejące na gołych udach.
-No dobra. Wydają się być niezbyt poważne, więc spróbuje je trochę podleczyć magią, a potem założę opatrunek. - Spojrzałem na Merry, która kiwnęła głową na znak, że się zgadza. Stefan kręcił się po pokoju i głośno miauczał. Dziwne. Wziąłem się do roboty.
-Cure!- Przyłożyłem dłonie do poparzeń i magia zrekonstruowała niewielką część poparzonej skóry. Spróbowałem jeszcze raz. Mimo to efekt był kiepski. Uda wyglądały odrobinę lepiej niż wcześniej, jednak nadal daleko im było do zdrowia. Spod łóżka wyciągnąłem apteczkę, która zadziwiająco często przydawała mi się podczas moich ćwiczeń. Merry spojrzała na mnie zdziwiona.
-Trzymasz apteczkę pod łóżkiem?- Jej brew powędrowała ku górze.
-Noo... Taak. Czasami zdarzył mi się jakiś malutki wypadek przy ćwiczeniach zaklęć.- Grzebałem w zawartości pojemnika, w poszukiwaniu jałowego opatrunku i żelu chłodzącego na oparzenia. - Ale wiesz, to było dawno, kiedy dopiero zaczynałem.
-Rozumiem, że teraz już ci się to nie zdarza? - Dziewczyna się uśmiechnęła.
-Oczywiście, że nie. - No może raz na miesiąc, do tego nie mam zamiaru się przyznać.
-Tak, jak myślałam. - Widać,że Merry umie docenić moją moc, chociaż przy tej pochwale, jakoś dziwnie się uśmiechała. Nieważne. Zacząłem opatrywać oparzenia. Moja koleżanka cicho syknęła, przy zetknięciu się materiału z uszkodzoną skórą. Gdy skończyłem odchyliłem się, żeby zobaczyć efekt końcowy. Nie wyszło źle. W zakładaniu opatrunków jestem mistrzem. Nagle Stefan głośno syknął i w chwilę później zdążyłem zauważyć jak ruda kula leci w moim kierunku. Poczułem kocie pazury na twarzy. Z tyłu usłyszałem skrzek papugi. Oho, kot Opal, znaczy teraz papuga Opal, wpadł przez okno. Stefek strasznie go nie lubił, bo jeszcze kiedy był papugą, a Opal kotem ten drugi mu dokuczał i ciągle go ścigał. Poczułem, że tyłu mojej głowy uczepiła się głośno hałasująca papuga. Przez masowy atak zwierzaków na moją osobę straciłem równowagę i padłem jak długi na podłogę. Usłyszałem śmiech Merry.
-Z czego się śmiejesz? To nie jest śmieszne, to zamach na moją osobę. - Odparłem nadal leżąc na podłodze z zamkniętymi oczami. Cała twarz mnie szczypała od pazurów Stefana.
-Ale wiesz, jak to śmiesznie wygląda z mojej perspektywy? - Poczułem, że dziewczyna stoi nade mną. Otworzyłem jedno oko. Miała wyciągniętą dłoń. Złapałem ją. Podciągnęła mnie do góry.
-Ależ ty ciężki Amadeuszu... Przejdź no, na jakąś dietę. - Spojrzała na mnie krytycznie, ale zaraz się uśmiechnęła. Moje spojrzenie padło na jej brzuch, na którym widniała wielka, czarna powierzchnia praktycznie zwęglonej skóry.
-Merry! Co ona ci zrobiła...- Wyszeptałem, wpatrując się przerażony w odsłonięty bok dziewczyny.
[Merry?]
Subskrybuj:
Posty (Atom)