Pod wpływem uderzenia, Jeremiasz zaczął koziołkować w powietrzu. Straciłam kontakt z jego grzywą i runęłam w dół. Niedaleko znajdowały się dachy. Niedaleko, to niezbyt precyzyjne określenie. Od najwyższego budynku w okolicy dzieliło mnie jakieś 10 metrów. Nie byłam zadowolona tą perspektywą. Nagle poczułam dziwny szum powietrza. Już miałam odetchnąć z ulgą, gdy zorientowałam się, że zostałam otoczona przez wielkie skrzydła, a nie przez długie, chude pokryte przez łuski ciało smoczego Jerka. Skrzydlaty osobnik zacisnął dłonie na moich barkach i zaczął lecieć z zawrotną prędkością w dół. Prosto w te cholerne dachy.
-Jeremiasz! - Wydarłam się, mimo, że słup powietrza zapierał mi dech w piersiach. Nie wiem, jak to możliwe, ale przyspieszyliśmy. Poczułam, jak moje ciało wbija się w szereg dachówek. Normalnie, takie uderzenie by mnie z pewnością zabiło, ale byłam w swojej demonicznej postaci, więc skończyło się "tylko" na licznych ranach. Próbowałam nie czuć bólu. Ktoś ewidentnie próbował mnie zabić. To nie ulegało wątpliwościom. Mój napastnik chwycił mnie za gardło. Zebrałam się w sobie i kopnęłam kolanem w okolice podbrzusza. Był to na tyle mocny kopniak,by przeciwnik osłabił swój uchwyt na mojej szyi. Wymknęłam się spod niego i ruszyłam biegiem, ślizgając się po dachówkach, w kierunku bliżej nieokreślonym. Nade mną przeleciał skrzydlaty oprawca i wylądował mi tuż przed nosem, odcinając mi drogę ucieczki. Na szczęście w tym samym momencie nadleciał Jeremiasz i przy pomocy swojej smoczej łapki, przycisnął mojego przeciwnika do powierzchni dachu. Przez chwilę wyglądało, jakby porozumiewali się telepatycznie, po czym mój przyjaciel puścił go wolno. Tamten obejrzał się nienawistnie na mnie i odleciał.
- Ale... Czemu ty go puściłeś? - Zaskoczył mnie tym gestem. W końcu tamten facet omal mnie nie zabił.
-Powiem ci później. Na razie zdałoby się stąd ewakuować, bo zrobiliśmy trochę rabanu i może być nieciekawie. - Odpowiedział wymijająco w myślach. Kiwnęłam głową. Przykryłam nas odrobiną mroku, ale nie utrzymam tego zbyt długo.
- Jerek, musisz zmienić postać. Zleć na dół i zmień się w człowieka, dobrze? - Przytaknął po smoczemu i wystawił łapę, bym wspięła się na grzbiet. Wdrapywanie się na mojego kolegę,sprawiło, że przypomniałam sobie o ranach, które nadal nie chciały się zagoić. Powoli usadowiłam się i złapałam mięciutkiej grzywy Jeremiasza. Ten delikatnie zleciał na jakąś łąkę. Zsunęłam się z jego grzbietu, a on powrócił do swojej czerwonowłosej postaci. Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech, mimo, że wszystko mnie bolało i byłam osłabiona przez ciągłe utrzymywanie nas w mroku. Mój przyjaciel także był cały poobijany i wyglądał, jakby najchętniej poszedł spać.
- Kim był ten skrzydlaty mężczyzna, któremu zachciało się mnie zrzucać z twojego grzbietu? - Usiadłam na trawie i zaczęłam skubać pojedyncze źdźbła. Jerek usiadł obok.
-Był to jeden z agentów specjalnych Genowefy. Chyba właśnie cię namierzyli i chcieli się pozbyć "problemu". - Odchrząknął. - Ale nie martw się. Powiedziałem mu, że odprowadzę cię do Gefy sam i wszystko jej wytłumaczę. Zgodził się, jeśli zrobię to w ciągu 3 dni, a jak nie to będą zmuszeni cię zabić.
-Haha, fajne pocieszenie. - Zaśmiałam się cicho. - Dzięki Jeremiasz.
- Taa, to nic wielkiego, tylko jest jeden problem... - Zerknął na mnie niepewnie.
-Jaki? - Uniosłam brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Nie jesteśmy w Mieście.- Uparcie wpatrywał się w glebę.- Jesteśmy w Wiosce, czyli niedaleko od Miasta, więc nie powinno się nam zejść z powrotem dłużej niż te 3 dni. Tu są pociągi i można dość szybko dostać się do miasta.
- To świetnie. Ciekawe, jak ludzie w pociągu zareagują na widok kobiety, która przypomina mordercę z gazet? - Westchnęłam. Byłam strasznie zmęczona. Położyłam się na trawie i spojrzałam w zachmurzone niebo. W niewielkich prześwitach wyłaniał się miejscami księżyc. Powietrze było tu czystsze niż w Mieście. Zerknęłam na Jeremiasza, który ... chrapał i spał w najlepsze. Musiał być wykończony. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w głęboki sen.
[Jeremiasz?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz