Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

28 grudnia 2015

Od Isabelle cd. Elena

-Znalazłaś coś? - spytała Elena z drugiego końca miejscowej biblioteki.
Westchnęłam cicho.
-Jeszcze nie. Nie doszłam jeszcze do żadnej egzekucji, ale łatwiej by było gdybyś powiedziała czego szukamy.
Moja przyjaciółka potrząsnęła głową.
-Za mało jeszcze wiem. Obiecuję, że później wszystko wam opowiem. - wstała z krzesła.
-Gdzie idziesz? - spytał się Barry.
-Może Jace ogarnął już swój tyłek i jest gotowy mi wszystko powiedzieć. Za chwilę wracam.
Podeszła do ogromnych, dębowych drzwi i wyszła pośpiesznie.
-Za chwilę, akurat. - mruknął ktoś po lewej.
Zachichotałam i zamilkłam szybko.
-Zapomniałam ci powiedzieć... - zaczęłam.
Przyjaciel czarnowłosej odwrócił się.
-O czym?
Przestałam udawać zmartwioną, a na moją wpłynął uśmiech.
-Wieczorem idziemy na pokaz sztuczek magicznych!
-Super. - mężczyzna uśmiechnął się zawadiacko.- Elena będzie miała zabawę z wyśmiewania się z niego.
Wyszczerzyłam się mocniej i otworzyłam nudną książkę o historii tego miejsca.
Byle do wieczora.

***

Otworzyłam oczy.
W końcu, tak długo czekałam. Ale warto było.
Rozejrzałam się po ogromnej sali w której się znajdowałam.
Trzeba szybko rozeznać się w sytuacji. Prawdopodobnie jestem na jakimś badziewnym pokazie równie badziewnych sztuczek magicznych.
Pytanie drugie, jak długo tu jestem?
Hmmm...
-Ale to już długo trwa... - ziewnęłam przekonująco i zaczekałam na reakcję.
Odpowiedział mi śmiech Barry'ego.
-A ta już się znudziła. - zaśmiał się. - Siedzimy tu dopiero dziesięć minut, nawet jeszcze się nie rozkręcił. - wskazał na magika.
-Nie tylko ona jest już zmęczona tym przenudnym pokazem. - westchnęła Elena z irytacją i spojrzała na mnie.
Uśmiechnęłam się najdelikatniej jak potrafiłam. Muszę być przekonująca.
Jeśli znajomi nie rozpoznają niczego, to podstawowa osobowość nie ma szans...

<cd. Elena>

21 grudnia 2015

Od Williama cd Phantoma

Ja z nim czasem nie mogę, jak ja z nim przeżyje resztę mojego życia? To taka maruda że aż boli, ale to moja maruda i mimo wszystko kocham go takiego jaki jest.
- Mam ci przypomnieć caaaałą historie? O tym jak chciałeś mnie zabić, potem przebierałem się za piękną kobietkę itd?
- Nie...- westchnął.- Już sobie przypominam po co to robimy.
- Żeby nas nie nękali.- przytaknąłem lekkim ruchem głowy i przytuliłem się do niego.- Phantom. Marzy mi się teraz prysznic i potem ciepła herbatka.
- A skąd ja mam ci wziąć teraz to wszystko?
- Wyczaruj~!- zachichotałem.
- I jeszcze czego..
Spojrzałem mu w oczy i mój uśmiech trochę zmalał, a jeśli to on zginie a nie ja? Co ja wtedy zrobię? Poddam się czy będę brnął dalej przez życie?
- Phanuś, jakie masz marzenie?
- A ty jakie?
- W sumie to nie wiem.- wzruszyłem ramionami.- Żeby nie było ryb na świecie, żebym nie bał się wody, żeby każda krew była znaczną, w tym twoja.- zachichotałem.- I żebyś zdołał ze mną wytrzymać.

[Phantom?]

19 grudnia 2015

Od Merry cd. Amadeusz

-...Merry?- głos Amadeusza wyrwał mnie ze snu. - Czy ty wogóle mnie słuchasz?!
Przekrecilam się, próbujac znaleść wygodna pozycję.
-Mhmm... - mruknęłam.
Zalegla chwila ciszy.
- Chcesz się zamienić?
Blondyn spojrzał na mnie z powatpiewaniem.
- Bez przesady. Dam sobie radę.
Znow zmieniłam pozycję. Kanapa małego forda zdecydowanie nie była przystosowana dla kogoś mojego wzrostu.
- Myślisz, że przednie siedzenie jest już bezpieczne?
Amadeusz wyjął jabłko z papierowej torby i rzucił je na siedzenie obok siebie.
Fotel zapłonąl jasnym płomieniem, pozbawiając nas jednej trzeciej zapasów.
- Super. - jeknelam.
- Nie martw się. - usłyszałam głos z przodu. - jesteśmy już  w połowie drogi.
Westchnęłam głośno.
- Idę spać. - powiedziałam i przekrecilam się po raz kolejny.

***

- Wiec mówisz, że tylko Czarownice są szanowane? A wy nie? - zaśmiałam się.  - Co za ironia.
Zmarszczyl brwi.
- Dlaczego?
Zawachalam się.
- Nieważne. Mógłbyś mi powiedzieć, proszę co mężczyzna w waszej społeczności robi w przyszłości? Trochę tego nie rozumiem...

***
Rozlozylam się wygodnie na ogromnym fotelu mojej kuzynki.
- Co was tu sprowadza? - zadała szesnaste chyba już pytanie - Szczerze mówiąc, rzadko ktoś do mnie zagląda z nie zapowiedziana wizytą.
- Jesteśmy przejazdem. - wyręczyl mnie John.
Brunetka zwróciła się ku niemu.
- Tak? A dokąd to jedziecie? Nadal w górę rzeki?
- Mhmm.
- Nie wiem jak wy, -zaczęłam - ale ja idę spać. Dobranoc. - przykryłam się niebieskim kocykiem.
Moja daleka siostra była wyraźnie zawiedziona.
- No co ty, Annie, mamy tyle tema... - skończyła, gdy zobaczyła moje spojrzenie. -Oj, sorki. Nie mogę się przyzwyczaić. Ale to nic nie zmienia. Musimy chociaż trochę pogadać. - nadela wargi. - Tak rzadko się spotykamy.
Westchnęłam i uznałam, że nie dadzą mi dzisiaj pospać.
- Chyba masz rację. To o czym chcesz gadać? - poddałam się.
- Opowiedz coś o tym jak ci mija czas. Jak to się stało, że wyrwałas się z Cmentarza? Nikt nie próbował cie zatrzymać?
Amadeusz prawie niezauwazalnie przygryzl wargę i zaczął się przysluchiwac.
Uznałam, żę i tak w końcu się dowie, a przecież lepiej, żeby usłyszał to ode mnie.
- To żadna ekscytująca historia - mruknęłam i cofnęłam się wspomnieniami do tamtego momentu - Wszędzie było mokro. Cmentarz leży na zboczu góry, więc zbytnio nikogo go nie obchodziło, ale ja cały czas chodziłam przemoczona, co doprowadzało mnie do szału.- nie podałam miliardów innych powodów - Postanowiłam, że się wyprowadzę i tyle. Wysłałam CV do kilku firm, wynajęłam mieszkanie i ruszyłam w Miasto. Oczywiście nie spodziewałam, że zaatakują mnie Arielki... - zaczęłam swoją przydługawą opowieść.

<cd. Amadeusz
Wybacz za czas oczekiwania, szkoła ;-) >





9 grudnia 2015

Od Eleny cd. Isabelle

Jace umierał. Nie fizycznie. On umierał od środka. Pogodzony z życiem, a raczej jego brakiem, kiwał się na krześle w miarowym tempie uderzeń zegara. Jamey patrzył na mnie, jakbym mogła oddać wiarę jego bratu. Odsunęłam krzesło i usiadłam cicho, cały czas wpatrując się w Jace'a, szukając oznak tego, że jednak jego dusza nie uleciała i nadal zakotwiczona jest w ciele. Nie zareagował.
- Jace -Chłód mojego głosu zaskoczył nawet mnie samą. Jakoś nie potrafiłam z siebie wykrzesać ciepła i łagodności dla wraka tego człowieka. Gdybym miała ostatnie dni bytowania w tym okrutnym świecie, to walczyłabym do końca. A on po prostu się poddał.
- Opowiedz mi wszystko -rozkazałam.
- Nie.
Nie tego się spodziewałam. Czy los chce mi pokazać, że robienie dobrego nie leży w mojej naturze? Bo jeśli tak to nieźle mu się to udaję.
- Słucham? -upewniłam się.
- Odp*erdol się ty s*ko, g*wno ci do tego. W*pierdalaj! -wykrzyknął.
 Jamey patrzył się na brata z niedowierzaniem.

***

- Jamey, to nie ma sensu -powtórzyłam po raz setny, gdy chłopak znowu spróbował nakłonić Jace'a do powiedzenia mi całej historii i do łagodniejszego traktowania. Wątpiłam w skuteczność jego próśb. Zainterweniowałam, kiedy Jace'owi skończyły się nowe przekleństwa i zaczął się powtarzać.
- Nie! Elena, proszę zostań -zapłakał James. Żal mi go było widzieć w takim stanie, ale nic nie potrafiłam na to poradzić.
- Jamey. Jak uda ci się przekonać tego cholernego sk*rwiela, że zamierzam mu uratować d*pę, to daj znać.
Obaj mężczyźni patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Nie sądzili, że umiem się wyrażać.
Wyszłam z budynku. Chłodne powietrze przeniknęło cienki materiał sukienki. Żałowałam, że nie zdążyłam zabrać mojej kurtki. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było wybranie numeru Barry'ego.
- No hej...
Takiej litanii jaką mi urządził razem z Belle mogła mu pozazdrościć każda matka.

<cd. Isabelle>